Polska od lat pracuje nad stworzeniem swojego miksu energetycznego. Chodzi o to, żeby węgiel kamienny – zgodnie z wymaganiami UE – nie miał aż tak dużego udziału w produkcji prądu. Na razie nie wychodzi nam to dobrze, bo obecnie dominuje właśnie węgiel. W 48 proc. – kamienny, 27 proc. – brunatny.
Odnawialne źródła energii są w mniejszości. Farmy wiatrowe mają ok. 12 proc. wkładu w produkcję energii. Inne źródła tylko 5 procent.
Rząd chce teraz odwrócić tę tendencję. Stawia na fotowoltaikę oraz farmy wiatrowe.
Z tymi jest jednak problem, bo wcześniej PiS przyjął prawo, które w praktyce uniemożliwia stawianie wiatraków na lądzie. Chodzi o zasadę 10H. Zgodnie z jej zapisami taka instalacja nie może się znajdować w odległości mniejszej niż 10 razy wysokość wiatraka od np. domów.
To prawo PiS chce teraz zmienić
Chcemy to zmienić. Dzisiaj jest to 10H, czyli 10 wysokości wiatraka. Chcemy go zmienić tak, żeby była odległość między
500 metrów a 10H, z możliwością decydowania na poziomie lokalnym, gdzie i ile. Myślimy też o tym, jak zwiększyć korzyści społeczności lokalnych z obecności wiatraków na ich terenie – powiedziała podczas Konwentu Marszałków Województw RP Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska, która odpowiada w rządzie m.in. za OZE.
Zdradziła, że w ustawie ma się znaleźć zapis o tym, że producent prądu ma za darmo oddać część energii „społeczności lokalnej”.
– Chodzi o przekazywania jej 5 procent produkcji energii z wiatraków. Taniej, czystej energii – doprecyzowała.
Projekt ustawy trafił już do Sejmu.
Napisz komentarz
Komentarze