Zwolennicy wprowadzenia nowej waluty w Polsce przekonują, że ułatwi to nasze funkcjonowanie w Europie i uchroni przed nagłymi wahaniami gospodarczymi. Przeciwnicy dla odmiany mówią o podwyżkach cen i utracie „walutowej” tożsamości.
Recenzje obu stron dotyczą euro, które 1 stycznia przyjęła Chorwacja. Kraj, który znacznie później został członkiem Unii Europejskiej. Teraz padają pytania o to, czy Polska też powinna tak zrobić.
Co do Chorwacji to narracja jest różna. Polska prawica przekonuje, że nagle ceny w tym kraju wzrosły. Inni udowadniają, że to nie przez euro. Prawda jest taka, że ceny niektórych usług – po przeliczeniu na euro – zostały zaokrąglone w górę. Czyli podwyżka jest, ale mała. Prawdą jest też, że to, co podrożało, to nie przez euro, ale panującą w całej Europie inflację, a ceny poszły w górę jeszcze w grudniu. Czyli przed obowiązywaniem w Chorwacji euro.
Coraz więcej Polaków nie chce euro
Wróćmy jednak do pytania o przyjęcie euro przez Polskę. Otóż w 2023 roku nie chce tego aż 64 proc. Polaków – wynika z najnowszego sondażu IBRIS przeprowadzonego dla Radia Zet. Zdecydowaną większość wśród zwolenników tej opcji stanowią wyborcy Zjednoczonej Prawicy (aż 97 proc.)
Nie powinno to specjalnie zaskakiwać, bo tak jest od lat. W 2015 r. przeciwko euro było 42 proc. Polaków, w 2021 już 53 proc. Tren, jak widać, jest stały.
Polacy nie mają pojęcia, o czym mówią, niestety muszę to powiedzieć. Wypowiadają się na podstawie swoich wyobrażeń i wiedzy, której nie mają. Wejście do strefy euro będzie dla Polski absolutnie korzystne, ale nie ma teraz co o tym mówić, bo mamy tak rozregulowaną gospodarkę, że przez najbliższe lata nie będzie szans zrealizowania warunków, które są wymagane do przyjęcia euro.
- Bogusław Grabowski, były członek Rady Polityki Pieniężnej
Jesteśmy traktowani jako peryferia
Z kolei Marek Lewandowski, rzecznik prasowy „Solidarności” na antenie Radia Gdańsk, przekonywał, że:
Złotówka to jedna z najbardziej deprecjonowanych walut na świecie. Mimo rozwoju gospodarki i skoku, który wykonała Polska, jesteśmy ciągle traktowani jako peryferia. To przekłada się na zaniżanie wartości naszej waluty – nie ma wątpliwości.
Jego zdaniem oznacza to, że gdybyśmy przeszli na euro, to... – ...moglibyśmy stracić nawet do 20 proc. siły nabywczej naszych pieniędzy.
Witold Modzelewski, były wiceminister finansów, dla odmiany odwołuje się do Konstytucji, która stanowi – jak przypomina – że to Narodowy Bank Polski zajmuje się emisją pieniądza.
– Tym samym wykreślając ten zapis z Konstytucji, pozbywamy się instytucji, dzięki której możemy regulować rynek pieniądza, np. w trakcie kryzysu. Im więcej instrumentów będziemy mieli w rękach, które będą wpływały na wielkość inflacji w naszym kraju, tym nasze możliwości przeciwdziałania temu zjawisku są większe – podkreśla.
Napisz komentarz
Komentarze