Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 23:06
Reklama

"Pracując ze zmarłymi, otworzyłam się na żywych" - o śmierci, pogrzebach i branży funeralnej. Rozmowa z Agnes Tołoczmańską

O śmierci nie jest łatwo mówić - ale czy na pewno? Podejmuję ten temat z blogerką, która zajmuje się tematyką funeralną. Rozmawiam z autorką kanałów w social mediach. Każdy z nich nosi nazwę "Agnes zza grobu".
"Pracując ze zmarłymi, otworzyłam się na żywych" - o śmierci, pogrzebach i branży funeralnej. Rozmowa z Agnes Tołoczmańską

Autor: fot. Instagram / Agnes zza grobu

Śmierć, czy tego chcemy, czy nie, jest nieodłączną częścią otaczającego nas świata. Umierają bliscy, znajomi ale też całkiem obcy ludzie. Umierają codziennie i codziennie ktoś musi się nimi zajmować. W jaki sposób? Przygotowanie zwłok do pogrzebu należy do obowiązków mojej rozmówczyni, 23-letniej Agnes Tołoczmańskiej.

fot. Instagram / Agnes zza grobu

 

Nawiązałyśmy kontakt internetowy przez przypadek. Zdecydowałyśmy, że kiedyś spotkamy się w realu, mimo sporej odległości, która nas dzieliła. I tak, pewnego deszczowego popołudnia usiadłyśmy w restauracji, przy ciepłej herbacie i przeprowadziłyśmy niemal godzinną rozmowę, podczas której w sposób przystępny staramy się rozmawiać o sprawach ostatecznych. Poruszamy też temat social mediów i... pomocy. Agnes jest bowiem osobą ciepłą, uważną i skrupulatną, a przy tym bardzo otwartą na wszelkie nowości w branży.

Zapraszamy do wysłuchania materiału, który być może rozwieje kilka Waszych wątpliwości:

Kliknij aby odtworzyć
Wykryliśmy, że korzystasz z programu blokującego reklamy w przeglądarce (AdBlock lub inny). Dzięki reklamom oglądasz nasz serwis za darmo. Prosimy, wyłącz ten program i odśwież stronę.

 

Jak mogę podsumować naszą rozmowę? Była pouczająca i uświadamiająca. Poznałam kobietę, która uparcie dąży do spełnienia swoich marzeń, ucząc przy tym innych. Agnes ma też cudowną mamę i siostrę - ta druga jest niepełnosprawna i potrzebuje Waszej pomocy. O tym, jak można to zrobić, przeczytacie poniżej. Ten mały wulkan energii kradnie serca każdej napotkanej osoby. W tle nagrania pojawiają się m.in. wykony wokalne Marcysi, która akurat zaprzyjaźniała się z Młodzieżową Radą Powiatu Starogardzkiego.

 


 

Agnes Tołoczmańska : Jestem Agnes Tołoczmańska, jestem tanatokosmetologiem.

 

Izabela Deptulska: Czym zajmujesz się od niemalże dwóch lat?

 

Zaczęło się od tego, że w wieku 17 lat poszłam do prosektorium. Jak to się stało, to do końca nie wiem do tej pory, co miałam w głowie, że taki pomysł się pojawił. Zmarła moja prababcia, byłam przy całym jej procesie umierania. To przy mnie babcia przebudziła się ostatni raz i wtedy odeszła. Od tego się zaczęło i uznałam, że skoro babcia wybrała, że ja mam monitorować jej odejście, to chciałam być przy wszystkim - i to się udało. Byłam w kościele, w zakładzie pogrzebowym oraz w prosektorium.

 

Skąd pomysł na wizytę w prosektorium?

 

W moim przypadku było tak, że moja mama, która trzymała nad wszystkim pieczę, otrzymała pytanie, czy rodzina chce być przy ubieraniu babci. Mama już wcześniej brała udział w ubieraniu bliskich zmarłych, więc się zgodziła. Kiedy dowiedziałam się, że ona jedzie, to zdecydowałam, że też chcę. To wyszło ze mnie samo.

 

Pytanie może mało pasujące do tematu - i jak było?

 

Nie było tak źle, jak myślałam, że będzie. Na początku czułam się nieswojo, bo ludzie myślą, że skoro się tym zajmuję, to od zawsze był ze mnie taki chojrak. Nie. Przez pierwsze 15 minut stałam w kącie z opuszczoną głową. Trafiłyśmy jednak w prosektorium na cudownego pana, który jest technikiem sekcyjnym, więc zajmuje się czymś innym, niż ja teraz. Okazało się, że to jego ciepłe podejście do nas otworzyło mnie bardzo. Po czasie zapytał, czy chcę zobaczyć jego kosmetyczkę. Raczej nie jest to częsta sytuacja, kiedy starszy pan mówi Ci coś takiego (śmiech). Odpowiedziałam jednak, że chcę i wtedy zobaczyłam kosmetyki dla zmarłych i narzędzia, którymi on pracuje.

 

Miałaś 17 lat i wtedy Cię olśniło - to jest to?

 

Na początku nie. To nie było tak jak w filmach, że ktoś wchodzi, pojawia się piękne, niebieskie światło i już wiadomo. Nie, ale w głowie to mi jednak zostało. Tak bardzo polubiłam tego pana z prosektorium, że to głównie jego i to pomieszczenie zapamiętałam. Ja wcześniej, w dzieciństwie, nie zastanawiałam się nad tym, jak się organizuje pogrzeby, bo raczej nie mówi się dzieciom: "możesz pracować w zakładzie pogrzebowym". Mówi się: "możesz zostać strażakiem, lekarzem, kosmetyczką". Nie mówi się o zakładach pogrzebowych. Ja od zawsze interesowałam się takimi tematami, jednak w internecie najłatwiej jest znaleźć kryminalistykę albo zjawiska paranormalne. Nie ma nic pomiędzy. Już od 13 roku życia zaczęłam się zastanawiać, kto zajmuje się organizacją pogrzebów, jak to się dzieje i jak to wygląda.

 

Czytałam, że będąc dzieckiem nie chodziłaś z rodzicami na pogrzeby.

 

Nie, pierwszy raz na pogrzebie byłam u mojej prababci, w wieku 17 lat.

 

A czy uważasz, że dzieci powinny uczestniczyć w tego typu uroczystościach?

 

To zależy od tego, jakie jest dziecko. Na przykład moja siostra, która jest ode mnie 15 lat młodsza, czyli mogłaby być teoretycznie moim dzieckiem, to ona zadaje bardzo trafne pytania, jeśli chodzi o te tematy. Nie wiem, czy to przez to, czym się zajmuję, czy po prostu tak ma. Myślę, że na początku powinna się odbyć rozmowa z dzieckiem.

 

Czy Twoja siostra wie co robisz?

 

Tak. Nie umie co prawda tego opisać, bo ma zaledwie 8 lat, ale teraz na przykład chodzi do nowej szkoły i już zdążyła opowiedzieć, czym się zajmuję.

 

Mam wrażenie, że śmierć z upływem wieków staje się człowiekowi coraz bliższa. Teraz, pandemia koronawirusa sprawiła, że jest to temat jeszcze bardziej aktualny. Czy Ty, przez te dwa lata działalności w mediach społecznościowych, zauważyłaś jakieś szczególne poruszenie ludzi tym tematem?

 

Trudno mi powiedzieć, czy odczułam tę pandemię. Myślę, że nie tak bardzo, jak by się mogło wydawać. To, że ogólnie w tych czasach są ogólnie ciekawi wszystkiego - mam wrażenie, że te potrzeby zaspokaja m.in. TikTok. Myślę, że on sporo zmienił, bo treści przedstawiane tam są coraz bardziej wartościowe, więc ludzie zaczynają drążyć różne tematy. Powiedzmy sobie szczerze - kryminalistyka od zawsze się lepiej sprzedaje. Takie przyziemne, ludzie sprawy, jak na przykład pogrzeby, trudniej jest sprzedać ludziom.

 

Fakt. Zdecydowanie łatwiej jest być człowiekiem od śmierci spektakularnych, jednak większość z nas umiera po prostu z dnia na dzień, albo ze starości i trzeba nas pochować. Wspomniałaś jednak o TikToku. Twoje kanały działania to nie tylko Facebook i blog.

 

No właśnie. Prowadzę bloga na Instagramie i to był początek. Później powstał Facebook, następnie starałam się przedstawiać treści na YouTube, ale to było problematyczne pod względem technicznym. Nie miałam gdzie nagrywać, nie miał mi kto montować materiału, no i sprzęt. Sprzęt był problemem, bo teraz ludzie wymagają od Ciebie, jako od twórcy, żeby wszystko było idealne i że ta produkcja to już od początku będzie "żyleta". Ja nie miałam takiej możliwości i z tego też powodu często byłam oceniana, że może dźwięk jest nie taki, obraz itp. To mi nie pasowało, bo chciałam dzielić się wiedzą, a nie robić z tego kinematografię.

 

Twoje grono odbiorców jest bardzo szerokie. To ludzie młodsi, ale też osoby starsze. I to do tej drugiej grupy trafiasz raczej za pomocą Instagrama. A TikTok?

 

Przed prowadzeniem TikToka miałam pewne opory, bo ja w ogóle mam opory wobec mówienia przed kamerą, ponieważ lubię mówić do ludzi i mieć ich przy sobie, opowiadając. TikTok to jednak taka platforma, gdzie występujesz przed telefonem i mówisz praktycznie do siebie, a dopiero później widać efekty i to, że ktoś tego faktycznie słucha. Pamiętam, że po moim pierwszym TikToku obyło się bez echa. Drugi odcinek poświęciłam temu jak sprawić, żeby pochówek był bardziej ekologiczny. Wtedy się zaczęło. Pojawiło się coraz więcej wyświetleń, to samo komentarze. Zauważyłam wtedy, że na Instagramie ludzie mnie już znają, a TikTok jest moim najmłodszym dzieckiem i tam mnie ludzie nie kojarzyli. Myślę, że TikToka trochę to przeraziło, że mówię o takich rzeczach.

 

Czy uważasz wobec tego, że te kanały poświęcone śmierci i pogrzebom, mają przyszłość?

 

Zależy jak kto do tego podchodzi. Zainteresowanie jest, ale dużo zależy jak Ty, jako influencer to poprowadzisz.

 

Ludzie kochają makabrę i krew.

 

No właśnie, to po pierwsze. I albo idziesz w stronę kryminalistyki, albo robisz to na spokojnie, z empatią i ciepłem - tak jak ja się staram to robić.

 

Robisz to z empatią i ciepłem, ale dla nas widok np. zwłok nadal nie jest czymś normalnym. Ty czasami udostępniasz takie fotografie, np. zwłok przed i po balsamacji. Jak wyglądają komentarze i reakcje w takich przypadkach? Jest to warte publikacji, czy ludzi to przeraża?

 

Są to treści, które warto publikować, bo ludzi to ciekawi. My widok zwłok znamy z horrorów, z obrazów bardziej artystycznych i tam te ciała są bardzo teatralne. Są przerysowane i straszne. A nasze, ludzkie zwłoki inaczej wyglądają.

 

Zrobiłaś ostatnio kurs tanatokosmetologii.

 

Tak, ale jeszcze nie jestem balsamistą. Chociaż będę.

 

Rozumiem oczywiście. Chcę jednak zapytać, czy to jest początek?

 

Tak, dopiero się rozkręcam.

 

Teraz masz certyfikat. Co w związku z nim możesz robić?

 

Od samego początku, kiedy ciało do mnie przyjeżdża, ja je myje, zabezpieczam. Samo zabezpieczenie to bardzo szerokie pojęcie. To zależy jednak od przypadku, bo każde ciało potrzebuje czegoś innego. Ja przygotowuję ciało takie, jakie ono jest - nie używam żadnych chemikaliów, które miałyby kontakt z wnętrznościami. Działam raczej powierzchownie i staram się tuszować zewnętrzne oznaki śmierci. Co nie zmienia faktu, że umiem np. wyciągnąć rozrusznik.

 

Aktualnie pracujesz w branży funeralnej?

 

Tak, ale bardzo trudno jest znaleźć pracę w Polsce, w takiej branży. Zazwyczaj trzeba mieć znajomości, rodzinę, kogoś kto pomoże... Na razie pracuję w miejscu, o którym nie mogę dużo mówić, bo mam tam tytuł stażystki. Trafiłam na moich znajomych, którzy znają mnie od 17 roku życia. Bardzo o mnie dbają i mają na mnie "oko". To praca, w której trzeba mieć wprawę, więc jeśli sama mam jakieś pytania, lub konkretny przypadek sprawia, że nie do końca wiem, co zrobić, wówczas mi pomagają. Cieszę się, że trafiłam na miejsce, w którym nie jestem oceniania i mogę jeszcze czegoś nie wiedzieć.

 

Ja sama pracę zakładów pogrzebowych znam jedynie z serialu "Sześć stóp pod ziemią". Tam wystąpił m.in. proces balsamacji - Ty również wspominasz, że chcesz się tym zajmować.

 

Tak, to jest dłuższy proces, samo szkolenie trwa dłużej i ingerencja w ciało jest naprawdę spora.

 

Czy w Polsce balsamacja jest już czymś naturalnym? Chodząc na pogrzeby, nie spotykam się raczej z tym procesem.

 

Czy naturalnym... nie powiedziałabym. Szkoli się jednak coraz więcej fachowców, którzy potrafią przedstawić, jak to wygląda i wtedy rodzina wie, na co może się zdecydować. Ważne jest właśnie, żeby przedstawić ofertę, bo jest to oferta, w taki sposób, żeby dla klienta, który na co dzień się tym nie zajmuje, wszystko było oczywiste.

 

Balsamacja sama w sobie wiąże się z wysokimi kosztami?

 

Branża pogrzebowa w Polsce jest o tyle dziwaczna, że wszystkie ceny zależą od tego, w jakim miejscu naszego kraju jesteś. Tam, gdzie są małe miasta, wszystko jest tańsze.

 

Mam wrażenie, że balsamacja np. w Ameryce jest popularniejsza, bo jest po prostu tańsza. W Polsce ludziom trudno sobie uzmysłowić, że to inwestycja na czas widzenia zwłok podczas ostatniego pożegnania, a później ciało zostaje pochowane. Więc, po co to wszystko?

 

Dla mnie balsamacja to bardzo przydatny proces, kiedy ciało musi jednak trochę po tej Polsce przejechać, albo nawet międzynarodowo. Zdarzył się np. taki przypadek, w którym starsza kobieta, mieszkając w Polsce, chciała być pochowana w Kanadzie. W grę nie wchodziła kremacja, dlatego według mnie nie ma innej opcji, niż zabalsamowanie ciała na czas podróży.

 

Mówisz o tym, że ktoś planuje swój pogrzeb. Miałaś z czymś takim styczność?

 

Tak, ale to są zazwyczaj starsze osoby. Młodsze częściej dzielą się ze mną przez internet, takimi pomysłami. Ale faktycznie - najczęściej do zakładu przychodzą starsze kobiety. Najczęściej samotne. Pytają wtedy, czy mogą sobie wszystko zaplanować, i np. dać sąsiadce w kopercie i ta sąsiadka by przyszła i wszystko załatwiła... najczęściej to wygląda właśnie tak.

 

Czy to kwestia strachu przed samotnością?

 

Tak, chcemy, żeby ktoś się tym zainteresował, żebyśmy po śmierci nie leżeli sami w mieszkaniu.

 

W Polsce ten kult pogrzebu jest trochę inny, niż w pozostałych krajach. U nas musi być pogrzeb, najlepiej katolicki, w kościele. Później musi być stypa. Ja ostatnio, podróżując po naszym kraju, widzę coraz więcej domów pogrzebowych. Nie zakładów. Domy, w których można odprawić dowolną ceremonię. Co sądzisz na ten temat? Myślisz, że ten temat się rozwinie?

 

Myślę, że tak, bo coraz więcej ludzi do mnie na ten temat pisze. Pytają o świecki pogrzeb. Co istotne, żeby taki zorganizować, nie trzeba robić nic specjalnego.

 

Czy świecki pogrzeb różni się cenowo, od np. katolickiego?

 

Tak, ponieważ najczęściej za ceremonię pogrzebową w kościele trzeba zapłacić osobom, które są tam. Za ceremonię, która odbywa się w kaplicy pożegnań, płaci się zakładowi pogrzebowemu, a ten później rozlicza się z zarządcą cmentarza.

 

Czyli można zaplanować cały pogrzeb od "A do Z". Powróćmy jeszcze na chwilę do pracy ze zmarłymi. Czy praca z osobami, które nie żyją, różni się mocno od tej, z żywymi?

 

Zdecydowanie. Byłam kiedyś przedszkolanką i wiem co znaczy praca z ultra żywą osobą (śmiech). Pracowałam też w sklepach, ale myślę, że to właśnie praca z dziećmi nauczyła mnie, jak to jest obchodzić się z żywym organizmem i z rodzicami tych dzieci. Muszę przyznać, że z dziećmi było zdecydowanie łatwiej się dogadać. Zawsze powtarzam, że nie każdy nadaje się do pracy ze zmarłymi, dlatego że to ciało jest już bezbronne i to TY o nie dbasz. Nie każdy jest na to gotowy.

 

Po drugiej stronie pracy ze zmarłymi jest też rodzina, która mówi "jest pięknie" lub "nie za bardzo się to udało".

 

Ja nie słyszałam, żeby ktoś się skarżył na moją pracę. Kwestia ubrania kogoś schludnie, umalowania go, to dla mnie sama przyjemność, bo od zawsze obracałam się w sferze artystycznej.

 

Podczas pracy z bezwładnym ciałem musisz mieć więcej siły?

 

To zależy, jakie ciało wagowo się trafi. Czasami potrzebuję pomocy w przeniesieniu go do trumny, ale na przykład podczas ubierania takiej pomocy nie potrzebuję, bo wiem, jak to ciało unieść, żeby je ubrać. No i taka ciekawostka - staniki kobietom zakładam zapięte.

 

Jeśli chodzi o mity - czy to prawda, że te wszystkie ubrania, które się zakłada, a zmarły się w nie nie mieści, bywają rozcinane?

 

Bywa tak, że rodzina nie do końca wie, jaki ktoś ma rozmiar i przynosi np. mniejsze ubrania. Jeśli chodzi o koszule, to z nimi zazwyczaj nie ma problemu, bo w zakładzie mamy koszule w różnych rozmiarach i dodatkowe ubrania, łącznie z rajstopami. Zapewniam Cię, że jeśli wybuchłaby apokalipsa zombie i ktoś potrzebowałby rajstop, to powinien kierować się do zakładu pogrzebowego. Mamy więc czasami coś na podmiankę, w razie czego. Mnie jeszcze nie zdarzyła się ingerencja w ubrania, ale wiem, że bywa i tak.

 

Czasami zdarza się tak, że do zakładu trafia ciało, które nie jest zbyt świeże. Rodzina nie zgadza się jednak na balsamację. Wtedy czas na twoją pracę. Musisz zająć się tym, żeby zatuszować różne ślady, plamy opadowe. Zajmujesz się tym, żeby było estetycznie. Ile czasu Ci to zajmuje?

 

To zależy, ale taka kosmetyka, na której mocno się skupiam, ponieważ ciało wymaga większej opieki, to zajmuje mi to 40 minut. Plus 20 minut na ubranie i ułożenie w trumnie. Wychodzi zatem godzina. Nie trafiło mi się jeszcze ciało, które wymagałoby ode mnie jakiegoś zszywania, więc nie spędzałam kilku godzin na pracy z jedną osobą. Kiedy zdarza się trudniejszy przypadek, to wtedy wkraczają balsamiści, ponieważ to oni zajmują się rekonstrukcją i zabezpieczeniem ciała.

 

Ciało jest czymś zwartym, posiadamy jednak wiele różnych płynów w jego wnętrzu...

 

Tak, i te płyny wypływają.

 

Trzeba to także jakoś zabezpieczyć. Czy to Ty się tym zajmujesz?

 

Tak, to moja praca.

 

Pozostając w temacie Twojej pracy - kiedyś zajmowałaś się także robieniem wieńców pogrzebowych.

 

Owszem, sprawiało mi to bardzo dużo radości. Mogłam wtedy spełniać się artystycznie. W kwiaciarni zaczęłam pracować, kiedy miałam moment załamania. Myślałam, że już nigdy nie uda mi się pracować w zakładzie pogrzebowym. Była to kwiaciarnia nieopodal cmentarza, wtedy zajmowałam się wieńcami.

 

Chciałam Cię zapytać, czy uważasz, że w Polsce wieńce pogrzebowe to może być coś więcej, niż lilie i wstęga?

 

Jeszcze przed wybuchem pandemii chciałam razem z mamą stworzyć kwiaciarnię internetową, która zajmowałaby się robieniem bukietów personalizowanych. Chciałyśmy stworzyć coś takiego, ale nie wiem, czy Polska jest na to gotowa.

 

Coś w tym może być, bo lubimy wejść do kwiaciarni, powiedzieć "poproszę wieniec pogrzebowy" i wyjść z tym, co jest gotowe. Często to takie zwykłe, smutne wieńce, a rolą kwiatów jest chyba upiększanie uroczystości...

 

Też jestem tego zdania i żałuję, że nie udało mi się tego zmienić. Wiem, że mama na pewno by mi w tej kwestii pomogła, ponieważ to ona nauczyła mnie pracy z kwiatami.

 

Rozumiem, że śmierć nie jest u Was w rodzinie tematem tabu?

 

W najbliższej. Jeśli chodzi o dziadków i ciocie, to jest nieco gorzej.

 

No właśnie, jak to jest? Czasami np. na urodzinach, ciotki pytają, czym się zajmujemy. Co Ty odpowiadasz?

 

Ja zrzucam bombę i modlę się do każdego możliwego bóstwa, żeby udało się przetrwać. Kiedy moja babcia zobaczyła, że mam dyplom tanatokosmetologa, to powiedziała, że jej to do mnie nie pasuje. Już po wyjściu pomyślałam sobie "to co jej do mnie pasuje?".

 

Mówimy o śmierci ludzkiej, a ja chciałam też trochę zahaczyć o tę zwierzęcą.

 

Reklamowałam trumny dla zwierząt.

 

My trochę świadomie, jako naród, zaczynamy myśleć o tym, że naszego zwierzaka nie trzeba pochować w ogródku. Przypomnijmy także, że jest to nielegalne. Można też zrobić coś ciekawszego, niż oddanie go to utylizacji u weterynarza.

 

To bywa bardzo bolesne. Też straciłam kota, który był ze mną 15 lat. Nie wyobrażałam, że moja ukochana kotka, która była ze mną od dzieciństwa, zostanie przekazana do utylizacji. Gdybym miała wtedy tę wiedzę, którą mam teraz, to zdecydowałabym się na kremację.

 

Właśnie. Sądzę, że jeśli jest się szczęśliwym posiadaczem zwierzaka, to mimo wszystko trzeba być gotowym na jego śmierć. Sama mam psiaka 17-letniego i mam też fundusz, na którym mam odłożone pieniądze na jego kremację. Tak, jak dorosły człowiek ma odłożone pieniądze na swój pogrzeb. Wydaje mi się, że powinno być to już u nas normą, skoro w Polsce dostępne są tego typu usługi.

 

I to od dawna. Są na przykład cmentarze dla zwierząt, o których sama słyszałam już wiele lat temu.

 

Można także zwierzaka skremować i...

 

Zabrać go do domu.

 

Są też inne możliwości. Można z niego wykonać wisiorek, można pobrać odciski łapek.

 

Jest wiele możliwości, tylko chyba nie ma kto o tym mówić.

 

Trumny dla zwierząt - to to samo, co trumny dla ludzi?

 

Nie, to coś innego. Są mniejsze i robione bez lakieru oraz metalowych elementów, więc nadają się też do kremacji. Pamiętajmy, że nie każda trumna, także ta ludzka nadaje się do kremacji.

 

Czasami urąga nam, że możemy zostać skremowani, być złożeni w trumnie tekturowej...

 

Wtedy można komuś takiemu zaproponować trumnę, która ma tak samo ładny kształt, tylko nie jest polakierowana i nie ma metalowych elementów.

 

Emocjonalnie, pogrzeb nie jest łatwym wydarzeniem, doświadczeniem. Moje odczucia są takie, że na pogrzebach z urną, jest nieco łatwiej...

 

Ponieważ śmierć nie jest taka dotykalna, jeśli nie ma zwłok. Sama lubię, jeśli tak można w ogóle powiedzieć, pogrzeby, podczas których przed kremacją odbywa się pożegnanie ze zwłokami w trumnie. W Ameryce jest np. możliwość wypożyczenia trumny. W Polsce też chyba o jednym takim miejscu słyszałam, jednak było to bardzo skomplikowane.

 

Niestety, w Polsce bywa tak, że na pogrzeb idziemy "zobaczyć".

 

Jesteśmy ciekawi jak zmarły wygląda, szczególnie, jeśli doszło do wypadku lub śmierci po chorobie.

 

Powiedzmy sobie szczerze, że czasami pogrzeb jest po prostu formą wydarzenia towarzyskiego. Jednak śmierć to nie tylko pogrzeb, ale też żałoba. Czy uważasz, że powinna ona mieć jakiś konkretny czas trwania i czy ona w ogóle zawsze musi się pojawić?

 

Żałoba wygląda różnie, szczególnie, jeśli zmarły był nam szczególnie bliski. Jestem zdania, że żałoba nigdy nie mija, zostaje z nami na zawsze, tylko sami uczymy się z nią żyć. Zawsze nam będzie brakować: ukochanego przyjaciela, męża, mamy. Zawsze.

 

Jak tę żałobę można sobie jakoś... złagodzić? Zacząć z nią żyć.

 

Trzeba słuchać swojego ciała, bo każdy potrzebuje czegoś innego. Każdy jest inny i nie możesz porównywać się do kogoś. Nikt nie jest od nikogo gorszy w przeżywaniu żałoby. Sporą rolę odgrywają też bliscy, którzy z nami zostają. Czasami nam samym trudno jest poprosić o pomoc, a bliscy nas znają i wiedzą, jak reagujemy.

 

Bliscy to jedno, ale myślę, że równie ważna jest praca psychologa. Czasami myślimy, że żałoba jest czymś na tyle naturalnym, że nie chcemy nikogo prosić o pomoc. My sobie z tym poradzimy, ogarniemy, przełkniemy to. Później okazuje się, że dopada nas depresja, jest nam źle i i tak koniec końców, lądujemy u specjalisty.

 

Więc lepiej wcześniej, nie mówię, że całkiem prewencyjnie, bo nie każdy tego potrzebuje. Tylko trzeba obserwować siebie i sprawdzać, czy to nie jest aby ten moment, że oszukujemy się, myśląc, że wszystko jest ok, a wcale tak nie jest. Nie mówię więc, że w każdym przypadku powinno się kogoś wysyłać do specjalisty, ale jestem zdania, że zawsze się powinno tę opcję rozważyć.

 

Trochę inaczej ta sytuacja się kształtuje, kiedy umiera osoba dorosła, a inaczej, kiedy jest to dziecko. Myślę, że żadna śmierć nie jest łatwa do przełknięcia i nie ma gorszej, ani lepszej. Uważasz, że młodzi dorośli powinni mieć z tyłu głowy jakiś plan swojego pogrzebu, tak jak często osoby starsze?

 

Tak, chociaż przekazać ustnie taką prośbę, że np. chcemy być skremowani i uprzednio zawinięci w całun. Tylko to nie ma być rozmowa oficjalna, ale całkiem normalna.

 

Czy to, że zajmujesz się tematem śmierci sprawiło, że stała się ona dla Ciebie bliższa?

 

Na pewno jest łatwiej, ale ludzie często myślą, że mnie śmierć nie dotyka. A ja, oglądając czasami dokumenty, żeby się doszkolić, też potrafię wyć jak bóbr. To nie jest tak, że jestem robotem bez uczuć, po prostu trochę nauczyłam się z tym żyć.

 

A czy ta śmierć nadal potrafi Cię zaskakiwać?

 

Myślę, że tak, bo każde ciało wygląda inaczej. Czasami zaskakuje mnie to, że ciało po śmierci potrafi się różnie zachowywać. To mnie też fascynuje. Ciało jest martwe, a zachodzi w nim mnóstwo procesów i dużo się z nim dzieje.

 

Dlatego ludziom pracującym w Twoim zawodzie często należą się podziękowania. Przecież to za Waszą sprawą zmarli wyglądają lepiej.

 

To, że nas nie widać, nie znaczy, że nas nie ma. Pamiętam, że panu, który przygotowywał moją babcię do pogrzebu, byłam w stanie podziękować. Uważam, że wyglądała ona naprawdę dobrze. Ludzie często reagują na te słowa dziwnie - "jak możesz mówić, że ktoś wygląda dobrze w trumnie?". Taka jest jednak prawda. Wiem to doskonale, będąc świadomą tego, jak zwłoki wyglądają przed kosmetyką i po niej. Pamiętam, jaka burza wybuchła na TikToku, kiedy powiedziałam, że "chcemy wyglądać atrakcyjnie w trumnie". Wszystko poszło o to jedno słowo.

 

Często osoby starsze myślą o tym, jak będą wyglądać podczas ostatniego pożegnania. Wszystko w tym aspekcie ma być dobrze, czy zatem rodziny przychodzą do zakładu pogrzebowego ze zdjęciem zmarłej osoby?

 

Niestety nie. Staram się to wprowadzać w psychice ludzkiej nas, żywych. Jeśli np. Twoja mama robiła sobie makijaż, to proszę, przynieś mi jej zdjęcie, ponieważ ja nie znałam jej, kiedy żyła. Nie znałam jej, kiedy była sobą, bo podkreślmy to, że teraz nie jest sobą. Moja mama zawsze to tak określa, że "pudełko po butach zostało, ale gdzie buty?". Chciałabym, żeby te buty powiedziały mi, jak lubią wyglądać.

 

Faktycznie, czasami zdarza się tak, że idąc na pogrzeb, zauważamy, że osoba, która leży w trumnie, wygląda zupełnie inaczej, niż zawsze. To chyba efekt tego, że nie mówimy zakładom pogrzebowym, jak ma być?

 

Właśnie, a powinniśmy mówić. Poza tym, osoba, która obsługuje żałobnika, powinna wiedzieć, jakie pytania zadawać. Naszym zadaniem, obsługi, jest wiedzieć to, o czym ma pamiętać rodzina, ale także to, o co my powinniśmy zapytać. Wszystko dlatego, że często żałobnicy są w trudnych emocjach i mogą po prostu uznać, że coś w tym akurat momencie jest nieistotne. My przyniesione nam zdjęcie oczywiście zwrócimy, a ono samo będzie dla nas naprawdę dużym ułatwieniem.

 

Przyzwyczajmy się zatem do tego, że wszystko może odbywać się po ludzku i że absolutnie nie można wstydzić się pytać. Powrócę jeszcze na chwilę do Twojej pracy - czy ona wraca z Tobą do domu? Ze strażakami i policjantami tak bywa...

 

Wraca, ale bardziej w takim sensie, że mogłam zrobić coś, co mnie rozwinęło. Cieszę się, że mogę to robić i dbać o te osoby, ale raczej nie wraca ze mną pod takim względem emocjonalnym, bo jeszcze nie miałam takiego przypadku, w którym ktoś by mi np. przypominał mojego przyjaciela, albo dzieci. Na szczęście, mnie się jeszcze nie trafiło dziecko. Wiem, że i tak będę musiała to robić. Mam niepełnosprawną siostrę i jest np. teraz taki moment, że mała jest świeżo po przejściu sepsy. Był taki tydzień, kiedy leżała w śpiączce, było z nią źle. Wtedy naszły mnie takie myśli, że będę musiała przygotować swoją siostrę do pogrzebu. Dzwoniłam wówczas do moich bliskich znajomych z branży i przez łzy prosiłam ich, żeby w razie czego przyjechali mi pomóc w tym procesie. Nie dam rady. Wiesz, to nie jest tak, że takie rzeczy się nie dzieją, bo niestety, dzieją się.

 

Wszyscy umieramy. To, że pracujesz w branży nie sprawia, że jesteś w 100% przygotować bliską osobę po śmierci.

 

Na przykład bardzo chciałabym się wtedy zająć moimi rodzicami. Wiedziałabym, że będzie to zrobione dobrze. To samo dotyczy mojej siostry, ale wiem, że nie chciałabym być wtedy sama. Chciałabym mieć kogoś zaufanego u boku.

 

Rozmawiamy o Twojej siostrze, więc powiedzmy od razu, jak można jej pomóc - bo wiem, że można.

 

Można. Staramy się jej pomagać i pokazywać innym, jak wygląda życie osoby niepełnosprawnej. Ona ma też swojego Facebooka, więc teraz, kiedy mieszkamy osobno, często odwiedzam jej stronę, żeby zobaczyć co danego dnia np. robiła w szkole.

 

Jaka to strona?

 

Świat małej Marcyśki. Tam właśnie można Marcysię poznać. Ona jest takim słonkiem, moim absolutnym przeciwieństwem. Moja siostra jest adoptowana, ale wcale jej to nie umniejsza. Ona nauczyła mnie pokory i świadomości tego, że wszystko jest kruche.

 

Czy Marcysi można pomóc finansowo?

 

Prowadzona jest zbiórka na jej rehabilitację. Teraz staramy się nie dopuścić do amputacji nogi. Zrzutkę można znaleźć na jej facebookowym profilu, za pomocą którego można poznać Marcychę. A uwierzcie, Marcycha jest super.

 

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę, życzę Ci dużo rozwoju i tego, aby nigdy nie znudziło Ci się to, co robisz.

 

I jeszcze odrobinę odwagi, bo nie jestem osobą medialną i mimo, że chciałabym się dzielić swoją widzą, to czasami jest mi trudno.

 

Miejmy nadzieję, że cykl Twoich blogów się rozwinie.

 

Marzy mi się książka o kremacji, więc tego możesz mi życzyć.

 

Puszczamy zatem oczko do wydawców. Żegnamy się, mówiąc Polakom: "nie bójcie się".

 

Nie bójcie się, naprawdę. Zapraszam do mnie. Pracując ze zmarłymi, otworzyłam się na żywych. Piszcie na profilach społecznościowych "Agnes zza grobu".

 


 

Profil facebookowy Agnes: www.facebook.com/agneszzagrobu,

Blog instagramowy: www.instagram.com/agnes_zza_grobu/.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama