Spis powszechny został przeprowadzony w ubiegłym roku
Jego wyniki mają posłużyć planowaniu polityki państwa w wielu obszarach na lata do przodu. Takie badanie przeprowadza się co dekadę. Mają nie tylko diagnozować sytuację Polski i Polaków, ale także pokazać, z jakimi wyzwaniami przyjdzie nam się zmierzyć w przyszłości. Już w styczniu tego roku (wtedy zostały udostępnione wstępne wyniki) prof. Piotr Szukalski uczulał, że jeszcze nigdy statystykom nie udało się trafnie przewidzieć przyszłości. Problemem są tzw. czarne łabędzie. To niespodziewane zdarzenia, które mają ogromny wpływ na sytuację demograficzną czy gospodarczą, a które sprawiają, że obecne przewidywania można równie dobrze wyrzucić do kosza.
Niezależnie od tego zastrzeżenia obecna sytuacja Polski nie jest dobra. Jest wręcz zła, jeśli przeanalizować dane z ostatniego spisu powszechnego.
Trochę danych
Zacznijmy od podstawowych danych, jakie przedstawił Główny Urząd Statystyczny (szczegóły prezentujemy na grafikach – red.).
- Polska liczy 38,036 mln mieszkańców. I od zakończenia ostatniego spisu powszechnego już zmniejszyła się o 475,7 tys. osób.
- Odnotowano spadek liczby ludności w miastach – o 657 tys. Zwiększyła się natomiast liczba mieszkańców wsi – o 181,3 tys.
- Gęstość zaludnienia wyniosła 122 osoby na 1 km2 (w 2011 r. – 123).
- Nie zmieniły się istotnie proporcje ludności w podziale na płeć. Mężczyźni stanowią 48,3 proc. ogółu Polaków, kobiety 51,7 proc. Współczynnik feminizacji utrzymał się na poziomie z 2011 r. Nadal na 100 mężczyzn przypada 107 kobiet.
- Średni wiek statystycznego mieszkańca Polski wyniósł 41,7 lat; kobiety są starsze – średni wiek to 43,3 lata, dla mężczyzn – 40,1.
- Wyraźnie zwiększył się udział ludności w wieku poprodukcyjnym – z 16,9 proc. w 2011 r. do 22,3 proc. W ciągu dekady przybyło blisko 2 miliony osób w grupie 60-65 lat i więcej.
- Najliczniejszą grupą wśród osób w wieku 15 lat i więcej są osoby pozostające w związku małżeńskim, które stanowią nieco ponad połowę tej populacji – 54 proc. Kolejną grupą są kawalerowie i panny – 29 proc. Osoby owdowiałe stanowią 8,5 proc. a rozwiedzione 7,6 proc.
>>Dokładne dane - w tym miejscu<<
Tylko Mazowsze
Najliczniejszym pod względem ludności jest województwo mazowieckie, które liczy 5,514 mln mieszkańców, co stanowi 14,5 proc. ogółu ludności kraju i w stosunku do poprzedniego spisu oznacza także największy przyrost w liczbie ludności, tj. o 246 tys. osób.
- GUS
W innych regionach – jak wynika z danych – jest pod tym względem gorzej. Największy spadek liczby ludności odnotowano w województwach:
- świętokrzyskim (o 6,6 proc.),
- opolskim (o 6,1 proc,.),
- lubelskim (o 5,7 proc.).
Skala zmian liczby mieszkańców w poszczególnych województwach jest związana z rozwojem infrastruktury społeczno-gospodarczej i perspektywami na rynku pracy, co w konsekwencji warunkuje migracje (napływ lub brak odpływu przede wszystkim ludzi młodych), a następnie tworzenie rodzin.
- Dolnośląskie – było 2 915,2 tys. mieszkańców, jest 2 904,9 tys.
- Kujawsko-pomorskie – było 2 097,6, jest 2 027,3
- Lubelskie – było 2 175,7, jest 2 052,3
- Lubuskie – było 1 022,8, jest 991,2
- Łódzkie – było 2 538,7, jest 2 410,3
- Małopolskie – było 3 337,5, jest 3 432,3
- Mazowieckie – było 5 268,7, jest 5 514,7
- Opolskie – było 1 016,2, jest 954,1
- Podkarpackie – było 2 127,3, jest 2 093,3
- Podlaskie – było 1 202,4, jest 1 154,3
- Pomorskie – było 2 276,2, jest 2 357,3
- Śląskie – było 4 630,4, jest 4 403,0
- Świętokrzyskie – było 1 280,7, jest 1 196,6
- Warmińsko-mazurskie – było 1 452,1, jest 1 382,2
- Wielkopolskie – było 3 447,4, jest 3 504,6
- Zachodniopomorskie było 1 722,9, jest 1 657,7
Kto na nas zarabia?
Według wstępnych wyników Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2021 w ostatnim tygodniu marca 2021 r. populacja pracujących liczyła 17 130,1 tys. Dotyczy to osób zaliczonych do kategorii ludności według definicji krajowej.
Wśród pracujących nieco ponad połowę – 9 093,7 tys. (53,1 proc.) stanowili mężczyźni. Populacja pracujących kobiet wyniosła 8 036,4 tys. Niepokojące jest to, że zdecydowaną większość pracujących stanowiły osoby w wieku produkcyjnym – 15 888,5 tys. (92,8 proc).
W porównaniu z danymi sprzed dekady odnotowano wzrost liczby pracujących – o 2,1 mln osób. Problem w tym, że mamy ponaddwukrotny wzrost odsetka pracujących w wieku poprodukcyjnym. GUS tłumaczy to efektem starzenia się społeczeństwa.
Kłopoty
Średni wiek statystycznego mieszkańca Polski wyniósł 41,7 lat.
W wyniku niekorzystnych trendów demograficznych zmniejszył się odsetek ludności w wieku przedprodukcyjnym. W spisie 2021 udział w ogólnej populacji ludności w wieku 0-17 lat wynosił 18,4 proc. wobec 18,7 proc. w spisie z 2011 roku. Mniej dzieci i młodzieży odnotowano zarówno wśród ludności miejskiej (spadek udziału o 0,1 p. proc. do 16,9 proc.), jak i wiejskiej – udział tej grupy ludności wynosi 20,6 i w stosunku do 2011 roku jest mniejszy o 0,8 p. proc..
W ciągu dekady w Polsce przybyło blisko 2 miliony osób w grupie 60-65 i więcej. To znaczy, że co piąty mieszkaniec Polski ma ponad 60 lat. Na każde 100 osób w wieku produkcyjnym przypadało 69 osób w wieku nieprodukcyjnym. To o ok. 14 osób więcej niż w 2011 r.
Szczególnie duży wzrost wskaźnika odnotowano dla ludności miejskiej – aż o 17 p. proc. Wzrost współczynnika obciążenia dotyczy zarówno grupy wieku przedprodukcyjnego, dla której odnotowano wzrost o 2 p. proc. (z 29 w 2011 r. do 31 w 2021 r.), jak i dla wieku poprodukcyjnego. Przy czym wzrost w tym przypadku był dużo wyższy i wyniósł 12 p. proc. (z 26 w 2011 r. do 38 w 2021 r.). Tendencja ta dotyczy zarówno ludności miejskiej, jak i wiejskiej.
Jakie jest wyjście?
To, że się starzejemy i że coraz więcej osób pobiera emerytury, na które ktoś musi zarabiać, oznacza, że wraca dyskusja o podwyższeniu wieku emerytalnego. Zresztą nie tylko w Polsce, ale także w Unii. Komisja Europejska właśnie głośno powiedziała, że Polska powinna zastanowić się nad podjęciem poważnych kroków.
Pandemia, inflacja, kłopoty gospodarcze plus starzejące się społeczeństwo sprawiają, że przyszłe świadczenia emerytalne – bez zmian w obecnym systemie – będą znacznie niższe. O ile w 2019 r. emerytury stanowiły 54 proc. ostatniego otrzymanego wynagrodzenia, to w 2060 roku ma to być tylko 25 proc. Dekadę później państwo musiałoby wydać na system emerytalny dodatkowo 6,7 proc. PKB. To więcej niż dziś przeznacza na opiekę zdrowotną.
Napisz komentarz
Komentarze