Wyjaśnijmy ten mechanizm. Otóż Unia Europejska ustala limity emisji CO2 dla każdego z krajów. Zachęca w ten sposób do inwestowania w proekologiczne rozwiązania, bo jeżeli w danym kraju emisja zanieczyszczeń powietrza będzie mniejsza, to nadwyżkę certyfikatów można sprzedać innym państwom. I są to duże pieniądze.
W ubiegłym roku budżet zarobił 25,3 mld zł na sprzedaży uprawnień, które przysługują każdemu państwu członkowskiemu. Zgodnie z unijną dyrektywą EU ETS połowa pieniędzy ze sprzedaży uprawnień (lub ich równowartość) powinna zostać wykorzystana na cele środowiskowe. Co do zasady, pieniądze te powinny oliwić transformację polskiej energetyki.
– zaznacza w swoim najnowszym raporcie „Rzeczpospolita”
I tu mamy problem, bo okazuje się, że niewiele z tych pieniędzy zostało wydano zgodnie z przeznaczeniem. A można je spożytkować na:
- wytwarzanie energii pochodzącej z OZE (odnawialne źródła energii),
- efektywność energetyczną,
- magazynowanie energii,
- modernizacje sieci,
- transformację sektorów dotkniętych odchodzeniem od paliw kopalnych.
Tymczasem Polska zastosowała „kreatywną księgowość” i część pieniędzy wydała na wsparcie polskiego programu atomowego czy na spółkę, która ma wyprodukować pierwszy polski samochód elektryczny pod nazwą Izera, ale na razie nikt nie wie kiedy. Jak wylicza "Rzeczpospolita":
(…) najwięcej, bo 4,8 mld zł w ramach rozliczeń wydano na wsparcie wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych. Jest to kwota odpowiadająca wartości rynkowej umorzonych zielonych certyfikatów. Chodzi m.in. o system wsparcia rozwoju OZE jak obowiązek, który muszą spełniać firmy energochłonne, oraz system aukcyjny. Drugą pozycją jest dofinansowanie kolejowych pasażerskich przewozów międzywojewódzkich i międzynarodowych w formie dotacji z budżetu państwa rzędu 1,6 mld zł. Na kolei jednak rozliczono znacznie więcej środków z EU ETS. Na wsparcie Krajowego Programu Kolejowego na infrastrukturalne inwestycje kolejowe przeznaczono 662 mln zł. Nawet rządowy program budowy lub modernizacji przystanków kolejowych na lata 2021-2025 w kwocie 2,5 mln zł znalazł tu swoje finansowanie.
Kolejne miliony to pieniądze na obniżenie stawki VAT na bilety komunikacji zbiorowej, dofinansowania w programie „Mój prąd”. Uwagę jednak przykuwają pieniądze na atom, bo przecież nie rozpoczęliśmy budowy elektrowni jądrowej. 250 mln zł to wypłaty z Funduszu Reprywatyzacji na rzecz spółki ElectroMobility Poland. Zatrzymajmy się przy niej na chwilę.
Spółka zatrudnia 60 osób i jej zadaniem jest postawienie fabryki i wyprodukowanie w niej wspominanej Izery. Jak na razie spółka wydała około 69 mln zł, ale planowany zakład w Jaworznie nie powstaje, chociaż symboliczne wbicie łopaty, które miało rozpocząć budowę fabryki, planowano na jesień 2021.
Izera to gorący temat i ostatnio w Sejmie pytał o to poseł Paweł Szramka. Odpowiedzi udzielił Jarosław Wenderlich, podsekretarz stanu w kancelarii premiera. Tłumaczy, że to nie rząd jest odpowiedzialny za kupowanie ziemi pod fabrykę. Ta – zaznaczmy – ma powstać na terenach Lasów Państwowych. Żeby było to możliwe parlament przyjął specjalną ustawę, ale na razie ziemi pod fabrykę nie ma.
Ostateczna data realizacji projektu uzależniona jest od ustaleń z dostawcą platformy, procesu pozyskiwania finansowania i pozyskania praw do terenu w Jaworznie, na którym planowana jest budowa fabryki.
Minister zaznaczył, że termin 2024 na uruchomienie fabryki jest aktualny.
Napisz komentarz
Komentarze