Dotychczas w tej kwestii mieliśmy wolną amerykankę, bo nie było jasnych przepisów o przechodzeniu pieszych przez drogę rowerową (kiedyś ścieżkę rowerową). Niektórzy traktowali ją wręcz jak część chodnika.
Po zmianie drogi dla rowerów będą traktowane jak jezdnia czy torowisko. Od 21 września będzie można przejść tylko w miejscach do tego wyznaczonych. Jeżeli ktoś zrobi to poza przejściem dla pieszych i zostanie na tym przyłapany, zapłaci mandat w wysokości 50 zł.
Co więcej - podobnie jak na przejściach dla pieszych na jezdniach - nie będzie można używać telefonu, biegać czy zwalniać kroku. Artykuł 13 ustawy Prawo o ruchu drogowym precyzuje to tak: pieszy wchodzący na jezdnię, drogę dla rowerów lub torowisko albo przechodzący przez te części drogi jest obowiązany zachować szczególną ostrożność oraz korzystać z przejścia dla pieszych.
Te zmiany nie oznaczają jednak, że na drogach rowerowych w całym kraju będą malowane przejścia dla pieszych. Do Kodeksu drogowego zostało wprowadzone nowe pojęcie: „przejście sugerowane”.
Pod tą nazwą kryje się nieoznakowane, dostosowane technicznie miejsce umożliwiające przekraczanie jezdni, drogi dla rowerów lub torowiska przez pieszych, które nie są przejściami dla pieszych.
Co to oznacza dla pieszych? Że od 21 września tego roku trzeba będzie z większą rozwagą przechodzić przez drogi rowerowe. Podobnie jak przez jezdnię czy torowisko.
Internauta: gdzie tu sens i logika?
Do zmian, jakie już wkrótce wejdą w życie, odniósł się w swoim komentarzu na portalu o2 internauta:
Wszystkie te przepisy, które wchodzą, mają wejść, weszły, mandaty itp. niczego nie zmieniły w moim zachowaniu jako pieszego/rowerzysty/kierowcy. Nie dlatego, że jestem wyjątkowy, a dlatego, że każdy rozsądny i szanujący innych też uważa na innych podczas jazdy, spaceru i nie trzeba do tego bata, a zwykłej ostrożności i trochę wyobraźni.
Owszem zdarza się czasem przejść w niedozwolonym miejscu, jechać za szybko, nie zauważyć pieszego w ostatniej chwili zmieniającego kierunek spaceru itp., bo nie da się uniknąć błędów, być idealnym. Ale nigdy w miejscach, sytuacjach komuś realnie zagrażających, a przekroczenia, jeśli się zdarzają, to są niewielkie i nikomu praktycznie nie szkodzą. Większość ludzi zresztą zbyt wiele od tego nie odbiega. Myślę nawet, że gdyby zabrać 10 proc. najbardziej samolubnych ludzi z ulic, to nie trzeba by było zaostrzać prawa, a przy zabraniu 20 proc. największych egoistów mandatów w ogóle nie trzeba by było wystawiać.
Te zaostrzenia to takie kopanie się z koniem - normalnych straszą i gnębią, a idioci i wariaci i tak dalej będą robić swoje. Później będziemy czytać, że koleś któremu sąd 3 razy zabierał prawko, zabił kogoś na przejściu, a dla kontrastu drogówka wlepiła mandat 2500 zł komuś, bo ten nie doczekał do końca podnoszenia się szlabanu po przejechaniu pociągu - gdzie tu sens i logika?
Napisz komentarz
Komentarze