Według prognoz europejskiego urzędu statystycznego w 2100 roku Polska będzie miała tylko 27,7 mln obywateli. O ponad 10 mln mniej niż dziś. Powód? Rodzi się za mało dzieci.
Potwierdzają to dane GUS. W tym roku z miesiąca na miesiąc rodziło się mniej dzieci niż rok wcześniej. Łącznie – od stycznia do lipca – przyszło ich na świat o 13 tys. (7 proc.) mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku.
– W ciągu ostatnich 12 miesięcy urodziło się 357,5 tys. Najmniej od 15 lat – podsumował na Twitterze ekonomista Rafał Mundry.
Naukowcy: nie ma szans na odbudowę dzietności
Zdaniem naukowców na taką sytuację składa się wiele czynników, m.in. pandemia. Ale boimy się nie tylko o zdrowie, również o sytuację finansową, utratę pracy czy nieprzewidziane skutki decyzji rządzących.
Poza tym… – Spadek liczby urodzeń w zasadzie był nieunikniony – powiedział dziennikowi.pl prof. Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego. – Liczba urodzeń zależy od liczby kobiet, które mogą być matkami. A tych w wieku od 25 do 35 lat jest coraz mniej. To, co dziś obserwujemy, jest konsekwencją sytuacji demograficznej w Polsce sprzed trzech dekad. Wtedy urodziło się mniej dzieci, czyli dzisiejszych potencjalnych matek, a więc i teraz siłą rzeczy będzie się rodzić mniej dzieci.
Zdaniem ekspertów nie ma szans na odbudowę dzietności.
Pomyślne życie? Na pewno nie rodzina i dzieci
CBOS już po raz 10 przeprowadził badanie „Młodzież 2021” (opisał je portal dziennik.pl). Zapytał uczniów ostatnich klas szkół ponadpodstawowych, co jest dla nich najważniejsze. Odsetek wskazań, że liczy się posiadanie rodziny i dzieci, jest najniższy od początku badań, czyli od 1994 r.
To priorytet dla zaledwie 33 proc. młodych. Dla porównania – w 2008 r. było to 54 proc., a w 2018 r. 42 proc.
Zdaniem prof. Szukalskiego na naszych oczach zmienia się model, w którym założenie rodziny i posiadanie potomstwa jest równoznaczne ze spełnieniem kryterium pomyślnego życia.
Dlaczego młodzi nie chcą mieć dzieci?
O odpowiedź na to pytanie gazetaprawna.pl poprosiła przedstawiciela generacji Z.
- „Moje pokolenie jest oskarżane o egoizm. Bo ważne jest dla nas zdrowie psychiczne i work-life balance."
- "(…) Nie chcemy wydawać na świat przyszłych pokoleń, przypuszczamy, że za niedługo normą będą duszący smog, zniszczony klimat, resztki zasobów naturalnych, brak wody, żywności, a do tego anomalie pogodowe. Na własne oczy widzimy, jak mozolnie są wprowadzane działania, które mają ratować środowisko, i nie wierzymy, że w przyszłości będzie lepiej. Po co zatem sprowadzać na umierającą planetę kolejne dzieci, które będą cierpieć, ponieważ ich rodzice i dziadkowie wszystko zrujnowali?"
- "Ja i moi znajomi z generacji Z nie planujemy w przyszłości zmieniać pieluch, odwozić córki lub syna do przedszkola, bo kompletnie nie czujemy potrzeby budowania tradycyjnej rodziny. Ważniejsze dla nas są miłość i przyjaźń. Ale nie ta, o której mówiono nam w szkole."
- "(…) Bardziej otwarcie niż pokolenia naszych rodziców przyznajemy się do trudnego dzieciństwa, patologii i przemocy w domu, rodziców alkoholików i innych komplikacji życia rodzinnego. Nie chcemy powielać toksycznych i szkodliwych wzorców, dlatego decyzję o założeniu tradycyjnej rodziny odkładamy na wieczne nigdy."
- "Na pewno nie pomaga nam też państwo – znamy swoje ograniczenia i własne możliwości, dlatego nie będziemy się decydować na potomstwo w kraju, w którym samotna matka może liczyć na 193 zł miesięcznie od państwa. Nie chcemy rodzić w państwie, które zmusza nas do sprowadzenia na świat dziecka z niepełnosprawnością lub donoszenia ciąży z martwym płodem”.
Kto będzie płacił składki na renty i emerytury?
– Jeśli nie zmieni się polityka gospodarcza i społeczna będziemy mieli coraz większe kłopoty. Pogarszać się będą nie tylko warunki rozwoju, ale i jakość życia – powiedział dziendobry.tvn.pl Jacek Męcina z Konfederacji Lewiatan .
W ostatnich 10 latach liczba ludności Polski zmniejszyła się o blisko 0,5 mln osób (474 tys.) do 38,04 mln. Liczba ludności w wieku przedprodukcyjnym spadła do 18,4 proc. Liczba ludności w wieku produkcyjnym o ponad 5 proc.
Jedyną grupą demograficzną, której udział rośnie, są osoby w wieku poprodukcyjnym, które stanowią 22,3 proc Polaków, to wzrost o 5,4 proc.
– Kto zatem będzie płacił składki umożliwiające wypłatę emerytur i rent, skoro liczba pracujących będzie się kurczyć? – pyta Jacek Męcina.
I dodaje, że nawet boom demograficzny poprawiłby sytuację w perspektywie 20 lat, a problemy już narastają i trzeba je rozwiązywać tu i teraz. Problemy to zresztą nie tylko brak rąk do pracy, ale i niższe wpływy Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, a w konsekwencji niskie emerytury i zapaść finansów publicznych.
Napisz komentarz
Komentarze