Po problemach z doprowadzeniem do sądu ostatniego świadka - kuriera - sprawa Danuty Sz., właścicielki mastifów tybetańskich, zmierza do końca. Podczas mów końcowych oskarżenia i obrony nie zabrakło emocji. Nie kryła ich także sama oskarżona, w ostatnim słowie zwracając się do rodziców Marysi.
Nieszczęśliwy wypadek czy nieostrożność?
Obrońca Danuty Sz., Czesław Pastwa, podnosił, że wydostania się psów z posesji nie można było przewidzieć.
- Oskarżona musiałaby napierać od środka, by sprawdzić, czy furtka na pewno się nie otworzy - argumentował. - Dziś łatwo powiedzieć, że każdy z nas by tak postąpił. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: czy Danuta Sz. jest przestępczynią, czy należy ją stygmatyzować?
Mecenas stwierdził także, że z opinii biegłych i świadków wyłania się obraz mastifów tybetańskich jako psów łagodnych. - Padło nawet sformułowanie, że psy państwa Sz. były maskotkami osiedla! - zaznaczył.
Jak podkreślał Mariusz Liegmann, przedstawiciel oskarżycieli posiłkowych, czyli rodziców dziewczynki, właścicielka psów zdawała sobie sprawę, że furtka jest niesprawna, a co za tym idzie - ponosi odpowiedzialność za wydostanie się mastifów na drogę. Zwracał także uwagę na opinię kynologiczną, w której biegły stwierdził, że mastif tybetański to pies stróżujący, z natury obrońca, wzbudzający respekt.
Liegmann wniósł także o orzeczenie wobec Danuty Sz. pięcioletniego zakazu prowadzenia hodowli psów. - Oskarżona nie zrozumiała naganności swojego zachowania. W mojej ocenie to postawa nieodpowiedzialna, dlatego uważam, że Danuta Sz. nie powinna prowadzić hodowli, która wymaga należytej staranności. Taki zakaz byłby przestrogą dla innych hodowców.
Danuta Sz. w ostatnim słowie zwróciła się do rodziców Marysi. - Jeszcze raz chcę przeprosić, tak jak przepraszałam w prokuraturze i SMS-ach - mówiła. - To nieprawda, że nie chcieliśmy kontaktu, próbowaliśmy się porozumieć. Będziemy tę sprawę przeżywać do końca życia. Bardzo dbałam o zwierzęta i bezpieczeństwo, ale stało się to, co się stało. To nie znaczy, że jestem przestępcą - tłumaczyła, prosząc sąd o uniewinnienie.
Paczki przez płot
Po kilku próbach policji udało się doprowadzić do sądu ostatniego świadka. Kurier zeznał, że nie wchodził na posesję małżeństwa Sz. przez furtkę po tym, gdy się zepsuła. - Przekładałem paczki przez płot, od strony garażu - tłumaczył. - Rzadko widywałem psy, nie były wobec mnie agresywne - dodał.
Sąd uchylił wobec świadka kary pieniężne za wcześniejsze nieobecności na rozprawach. - Byłem za granicą, dopiero gdy wróciłem, ojciec przekazał mi wezwania do sądu - wyjaśniał.
Wyrok pierwszej instancji
Prokuratura wnioskuje dla Danuty Sz. o karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata i wypłatę pół miliona złotych zadośćuczynienia na rzecz dziewczynki. Obrona domaga się uniewinnienia. Ogłoszenie wyroku ma nastąpić 17 maja.
Przypomnijmy: w kwietniu 2016 roku trzy mastify tybetańskie wydostały się z posesji na osiedlu Polana Leśna w Rokitkach i zaatakowały dziewczynkę przejeżdżającą rowerem. Dziecko uratował sąsiad, odciągając psy. Dziewczynka miała jednak liczne rany szarpane i straciła palec. Więcej o procesie przeczytasz TUTAJ i TUTAJ.
Napisz komentarz
Komentarze