Na pytanie dlaczego swoją wyprawę zaczął od Pomorza, odpowiada, że był to czysty przypadek. Jak większość rzeczy, które dzieją się w jego życiu. Pochodzący z Żywca Robert Łyczak jeździ po Polsce rowerem prawie 4 lata. Wszystko zaczęło się w kwietniu 2019 roku, kiedy zdiagnozowano u niego raka. Wyruszył w drogę, ponieważ chciał umrzeć w trasie. Jak mówił w rozmowie z Radiem Eska zmierza "tam, gdzie kończy się świat", czyli na koniec jego życia.
Stąd też nazwa jego strony na Facebooku "Wyprawa na koniec życia", gdzie publikuje swoje perypetie. Zamieszcza również videoblogi na swoim kanale na Youtubie. Gość Radia Tczew przyznaje, że "żyje na krawędzi systemu". Nie ma domu w postaci własnych czterech ścian. Pieniądze, dzięki którym kontynuuje wędrówkę, pochodzą m.in ze zbiórek na platformie patronite oraz pomagam.pl. Robert Łuczak nie zbiera jednak środków finansowych tylko dla siebie. Oferuje pomoc potrzebującym, m.in Zosi, Łukaszowi czy przyjacielowi Wojciechowi Miszewskiemu. W poczet jego mediów społecznościowych wchodzi również facebookowa grupa, gdzie ze swoimi wiernymi obserwującymi organizuje licytacje charytatywne.
979 miast
W pierwszym roku swojej wyprawy poznał pewnego Stanisława z Gdyni, który opowiedział mu o Mieczysławie Parczyńskim. Zmarły w 2019 roku gdańszczanin był nazywany Przemysławem Pierwszym Rowerowym. Zasłynął swoimi wojażami tym środkiem transportu. Przejechał prawie 216 tysięcy kilometrów po całej Polsce. Przemierzył również trasę, która wyznaczyła na mapie naszego kraju napis "Jadzia". Projekt o tym tytule miał upamiętnić jego zmarłą żonę. Mieczysław Parczyński udokumentował swoje podróże w albumach-kronikach, które podarował Bibliotece Gdańskiej Polskiej Akademii Nauk. Odwiedził w ówczesnej Polsce wszystkie istniejący miasta.
Wyczyn ten chce powtórzyć Robert Łyczak. Jednocześnie chciałby upamiętnić zmarłego rowerzystę. Przy okazji na nowym kanale na Youtubie będzie prezentować miasta, które odwiedził. Wyprawę rozpoczął od Pomorza, zupełnie przypadkowo. Na początku odwiedził Krynicę Morską. Później dotarł do Nowego Dworu Gdańskiego, Nowego Stawu, aż w końcu trafił do naszego miasta. W Tczewie pod urzędem miasta przywitał go prezydent Mirosław Pobłocki.
Nowa wyprawa będzie także miała swój wymiar materialny. Podróżnik w każdym mieście będzie odwiedzał urzędy, aby zdobyć rzeczy, które mogą przypominać o wizytach. Robert Łyczak będzie również prowadził blok rysunkowy. Znajdować mają się w nim pieczątki i inne "twarde dowody" na obecność w miejscowości.
Pomyślałem sobie, skoro tak człowieku jeździsz i jeździsz, to rób to dalej, ale daj tym ludziom jakąś wymierną część tej twojej relacji. Niech oni mają czemu kibicować.
- twierdzi Robert Łyczak
Po wyjeździe z Tczewa Robert Łyczak udał się w kierunku Malborka. Na pytanie, gdzie wyprawa przeniesie się z Pomorza, stwierdził, że będzie to prawdopodobnie województwo zachodniopomorskie.
Kolorowy rower
W trzecim roku podróży stracił lewą nogę. Musiał zmienić swój środek transportu. Chociaż w tym wypadku należałoby użyć pojęcia "zmodyfikować". W Myśliborzu u przyjaciół zbudował swój handbike.
Ponieważ jestem z wykształcenia mechanikiem samochodowym, potrafię posługiwać się spawarkami, narzędziami itd., pomyślałem, że spróbuję sobie takie rower zbudować. Wówczas odezwał się do mnie człowiek, którego poznałem przez internet, gdzieś tam obserwował moje poczynania, napisał do mnie, że ma warsztat samochodowy, w którym restauruje stare auta [...] no i zaprosił mnie do siebie, dał mi kąt do zamieszkania i z różnych części, starych rowerów, które wspólnie zwoziliśmy części i budowaliśmy rower, na którym teraz jeżdżę.
- mówił Robert Łyczak na antenie Radia Tczew
Ten rower napędzany siłą rąk został skonstruowany przez podróżnika z wielu tradycyjnych części rowerowych. Sam jednak przyznaje, że zimą, gdy handbike musi pomieścić wiele potrzebnych rzeczy (i waży przez to około 150 kilogramów), potrzebuje zamontowanego wspomagania elektrycznego.
Nie sama technika odznacza podróżującego po całym kraju Roberta Łyczaka. Poza całym, niezbędnym do codziennego funkcjonowania oporządzeniem zielony rower (właściciel mówi na niego "Żabka") ozdabiają flagi.
Rower jest generalnie zielony, nazywa się "Żabka" i ma sporo tęczowych elementów. Kolorystyka została ustalona przez moich fanów, oglądaczy, followersów, przyjaciół, którzy po prostu wylicytowali sobie kolory, które mają pojawić się na moim rowerze.
- opowiada Robert Łyczak
Jedna z nich symbolizuje buddyzm, jedną dostał od przyjaciółki, która uszyła ją w trakcie wizyty naszego bohatera. Jak sam mówi, jest już mocno zużyta. Prawdopodobnie zostanie zlicytowana na rzecz podopiecznych wyprawy. Na rowerze widnieje również flaga organizacji harcerskiej Bike Jamboree, do której należą przyjaciele Roberta Łyczaka. Trzepoczące atrybuty nie są jednak jedynymi ozdobnikami "Żabki". Właściciel jeździ także z maskotkami, darowanymi przez znajomych. Jedną z nich była pluszową podobizną autora "Wyprawy na koniec życia". Bobi Voodoo (Bobi to pseudonim podróżnika) był bohaterem jednej z licytacji, które Robert Łyczak prowadzi dla potrzebujących.
Postanowiłem zorganizować taką akcję, że wypuszczę go w podróż. Był to taki bilet, który można sobie kupić za skromną kwotę 20 złotych, żeby pomóc Wojtkowi Miszewskiemu, który walczy z rakiem i jest założycielem organizacji charytatywnej Rolki Reage Rajd i przez wiele lat pomagał dzieciom chorującym na raka, a teraz sam potrzebuje pomocy. Kiedy ktoś zapłaci te 20 złotych na rzecz Wojtka, Bobi [Voodoo - przyp. red.] wędruje do niego pocztą, kurierem. Przebywa u niego przez tydzień, po czym jedzie w dalszą podróż, do kolejnych ludzi.
- wyjaśniał na antenie Radia Tczew Robert Łyczak
Życzliwi ludzie
W rozmowie na naszej antenie przyznał, że ludzie z reguły życzliwie odnoszą się do niego i jego roweru. Zresztą to dzięki tej życzliwości w wielu miejscach w naszym kraju ma miejsca, gdzie może chwilę odsapnąć. W namiocie spędził nie jedną noc. Zimą zdarzyło się to nawet przy -28 stopniach Celsjusza, choć zapewnia, że to nic ekstremalnego przy odpowiednim ubiorze i uposażeniu. Nocowanie pod gołym niebem jest nieodłączną częścią "Wyprawy na koniec życia", ale Robert Łyczak może też liczyć na chwile spędzone w mieszkaniach znajomych.
Budzę sympatię, budzę najzdrowsze emocje, czyli ciekawość. [...] Założyłem taki filtr. Odkryłem go już w pierwszych miesiącach mojej podróży, że jeśli ludzi się nie zaczepia, nic się od nich nie chce, nie robi się tego pierwszego kroku, to podchodzą ludzie tylko sympatyczni, otwarci, ciekawi świata, życia i innych ludzi. Ci niesympatyczni omijają szerokim łukiem.
- mówi Robert Łyczak
Po wyjeździe z Tczewa Robert Łyczak kontynuuje swoją podróż. Nasz rozmówca mówi, że projekt odwiedzenia 979 miast jest kwestią paru lat. Kolejnych lat wyprawy, która zaczęła się w 2019 roku.
Cała rozmowa z Robertem Łyczakiem dostępna jest tutaj:
Napisz komentarz
Komentarze