Marta Irzyk: Jak wyobraża pan sobie polską scenę polityczną za dwa lata?
Piotr Kraśko: Czasem sam się dziwię, że politycy mają tak krótką pamięć. Każda władza zużywa, a władza ogromna zużywa ogromnie. Dziwię się, jak szybko politycy zapominają, z jakimi hasłami szli do wyborów i jak szybko się one dezaktualizują. Była premier, a obecnie wicepremier, Beata Szydło, gdy obejmowała urząd, wielokrotnie mówiła o skromności, pokorze i byciu blisko ludzi. Miesiąc później po raz pierwszy wsiadła na pokład wojskowego samolotu CASA i poleciała nim na weekend do domu; nie w odwiedziny do naszych żołnierzy w Afganistanie, tylko do domu! Jestem zaskoczony, jak często politycy tracą kontakt z rzeczywistością i jak szybko to się dokonuje: kiedy są w opozycji, wszystko rozumieją, są blisko ludzi, widzą błędy władzy; kiedy władzę przejmą, bardzo szybko następuje proces odklejenia się od rzeczywistości i utraty zdolności trzeźwej oceny sytuacji. Moim zdaniem jest możliwe, że Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory za dwa lata, ale jest nawet bardziej prawdopodobne, że tę władzę straci. Jeśli po dwóch latach tak bardzo zatracił słuch społeczny, to co dopiero po czterech?
Premie czy, mówiąc szerzej, pieniądze - zaskakująco prosty błąd. A szło przecież dobrze, sondaże były coraz bardziej korzystne.
P.K.: PiS popełnił jeden błąd, którego naprawdę nie wolno było mu popełnić. Dla bardzo wielu wyborców Prawa i Sprawiedliwości sprawa konfliktu z Unią Europejską, Francją, Niemcami, Stanami Zjednoczonymi byłaby akceptowalna; łamanie konstytucji, dewastowanie Trybunału Konstytucyjnego, zmiany w wymiarze sprawiedliwości - to wszystko część wyborców PiS mogłaby zaakceptować. Tylko że akurat oni, o wiele bardziej niż ktokolwiek inny, nie zaakceptują przemówienia premier Beaty Szydło, która mówi o wielotysięcznych nagrodach „należało się za ciężką pracę”. Pielęgniarki i położne też ciężko pracują, ale nie dostają takich nagród. Tego ludzie nie zrozumieją i tego błędu nie wolno było popełnić PiS-owi.
Jak pan widzi opozycję w najbliższym czasie? Pytam dzień po odejściu Ryszarda Petru z Nowoczesnej. Wierzy pan w sojusz Petru z Robertem Biedroniem?
P.K.: Nie bardzo wierzę w taki sojusz, wydaje mi się, że to ludzie o skrajnie różnych poglądach gospodarczych. Niewykluczone jednak, że wybory za dwa lata, w zależności od tego, co w najbliższym czasie wydarzy się w Polsce, będą konfrontacją PiS-u i wielkiego obozu anty-PiS-u. Być może PiS zrobi coś takiego, że wszyscy pozostali uznają: nieważne są teraz nasze poglądy dotyczące giełdy w Warszawie i OFE, ważniejsze jest, by odsunąć PiS od władzy i wtedy doszłoby do wielkiego zjednoczenia opozycji, choć nie wydaje mi się, że tak może się stać. Sojusz Biedroń - Petru jest mało prawdopodobny. Powiedziałbym też, że jeżeli teraz PiS traci w sondażach, to za sprawą własnych błędów, a nie wyrafinowanej, misternej strategii opozycji. Z drugiej strony nie można w ogóle nie doceniać polityków opozycji. Praca posła Krzysztofa Brejzy z Platformy Obywatelskiej była naprawdę żmudna - długo zadawał pytania dotyczące nagród dla ministrów; poseł Krzysztof Truskolaski z Nowoczesnej drążył temat lotów Beaty Szydło CASĄ. Gdyby nie oni, takiej wiedzy byśmy nie mieli.
Widzi pan oczyma wyobraźni Donalda Tuska wracającego na białym koniu?
P.K.: Jest możliwe, że Tusk wystartuje w wyborach prezydenckich. Wszystko będzie dla niego łatwiejsze, jeżeli wcześniej wybory parlamentarne wygra Platforma Obywatelska. Nie byłbym jednak taki pewien, że to jest wariant najbardziej przewidywalny. Przed nami jeszcze dwa trudne lata. Nie wiem, czy ludzie nie będą oczekiwali, że wybory prezydenckie powinien wygrać ten, kto był z nimi tu, na miejscu, przez te cztery czy pięć lat. Uważam, że Donald Tusk jest najzdolniejszym politykiem po stronie, nazwijmy to, nie-PiS-u, na pewno z największym doświadczeniem i z jakimś talentem politycznym. Jest dwóch ludzi w Polsce, którzy tak świetnie przemawiają - nie oceniając poglądów - Jarosław Kaczyński, który potrafi porwać swoich wyborców, i Donald Tusk, potrafiący porwać wyborców drugiej strony. Za plecami rośnie im jednak ciekawy konkurent, Robert Biedroń. Rok temu prowadziłem z nim debatę na Przystanku Woodstock i muszę przyznać, że nie widziałem polityka, na którego tak by reagowali młodzi ludzie. Naprawdę czułem się jak na Woodstocku, jak na spotkaniu z Elvisem Presleyem. I to nie jest tak, że Biedroń mówi tylko łatwe rzeczy, że wie, co ludzie chcą usłyszeć. On także czegoś wymaga od swoich słuchaczy, a mimo to publika mu wierzy i akceptuje to, co mówi.
Co z relacjami Polska - Unia Europejska? Wydaje się, że rząd idzie na jakieś ustępstwa, może próbuje powoli ten konflikt wygaszać.
P.K.: Rząd dokonuje pewnych zmian, ale nie cofa się w sprawach fundamentalnych. Trybunał Konstytucyjny nie pełni swojej roli, od kiedy jego prezesem nie jest profesor Rzepliński. Można wprowadzać minimalne zmiany, ale Komisja Europejska doskonale zdaje sobie sprawę, że to nie są kroki cofające rewolucję, której PiS dokonał w wymiarze sprawiedliwości, poczynając od Trybunału Konstytucyjnego. Czy Bruksela to zaakceptuje? To jest inne pytanie. Brukseli na pewno nie jest na rękę spór z jednym z największych państw unijnych, ma też przed sobą dużo innych problemów i wyzwań. Komisja Europejska na pewno chciałaby zakończyć ten konflikt, ale nie jestem przekonany, czy zaakceptuje propozycje, które Warszawa położyła na stole. W sensie politycznym, cywilizacyjnym, ten spór jest sporem najważniejszym, bo dotyczy tego, czym w ogóle ma być Unia: wolną strefą gospodarczą czy wspólnotą wartości, co rząd PiS-u usiłował podważyć.
Na koniec jeszcze jedno pytanie z gatunku przewidywań - jak pan widzi polskie społeczeństwo za dziesięć lat? Czy wyrwa pomiędzy dwoma obozami zostanie zasypana, czy będziemy dalej się polaryzować?
P.K.: Może zaskoczę, ale jestem pełen nadziei. Jesteśmy narodem trudnym do zdefiniowania, potrafimy zachować się w sposób nieprzewidywalny. W pierwszych dniach po katastrofie smoleńskiej, gdy nie padały zarzuty o to, kto do tego doprowadził i nie było jeszcze absurdalnych teorii zamachowych, na trasie konduktu stali zarówno wyborcy Lecha Kaczyńskiego, jak i ci, którzy by nigdy na niego nie zagłosowali. Na Krakowskim Przedmieściu byli ludzie o różnych poglądach politycznych. Są chwile, kiedy jesteśmy wspaniałym, zjednoczonym narodem, dlatego uważam, że podział może zostać zasypany. Pewne spory pięćdziesięciolatków czy sześćdziesięciolatków są niezrozumiałe dla trzydziestolatków, którzy będą mieli swoje spory, będą się kłócili o coś innego. Nie będą się już spierać o Smoleńsk i kto komu ustąpił krzesło u Jacka Kuronia, co wciąż ma wielkie znaczenie dla niektórych polityków sześćdziesięcioletnich. Dwudziestolatek w ogóle nie będzie wiedział, o co chodzi! Proszę mi wierzyć, Amerykanie też są podzieleni, widziałem to podczas prezydentury George’a W. Busha. Dziś dla wielu prezydentura Donalda Trumpa jest nieakceptowalna, Amerykanie nie rozumieją, co się stało w ich kraju. To, że Polacy są podzieleni nie jest tak bardzo wyjątkowe, byle to nie był spór zupełnie niszczący.
Sopot literacki i francuski
Piotr Kraśko w Państwowej Galerii Sztuki poprowadził spotkanie z Philippem Bessonem, pierwszym zagranicznym gościem tegorocznego Literackiego Sopotu. Pisarz, a także przyjaciel i doradca prezydenta Francji, Emmanuela Macrona, podkreślał, że ostatni rok był dla Francuzów intensywnym czasem. Prezydentura Macrona od początku jest szeroko dyskutowana.
- Emmanuel Macron nikogo nie udaje, jest autentyczny - mówił Besson. - Dlatego ludzie mu zaufali. W dodatku jest świetnym, charyzmatycznym mówcą. Jeśli jednak chodzi o reformy, które zapowiedział, to nic nie jest przesądzone - ich wprowadzenie będzie zależało od wielu czynników. Macron z pewnością jest zdeterminowany, by zrealizować swój program.
Besson był także pytany o strajki, m.in. kolejarzy i studentów. - Emmanuel Macron uważa, że obowiązującym głosem społecznym jest ten wyrażany przy urnie wyborczej. Oczywiście szanuje protesty, jednak nie mogą one przesądzać o stanowieniu prawa - tłumaczył.
Dorobek pisarski Philippe'a Bessona to m.in. "Pod nieobecność mężczyzn" (debiut, rok 2001), "Pożegnanie" i "Przypadkowy mężczyzna".
Literacki Sopot 2018 będzie poświęcony literaturze francuskiej.
fot. Ewelina Kamińska
Napisz komentarz
Komentarze