Na zdjęciu widać Radosława Sikorskiego, ówczesnego szefa MON, który w wojskowego płotu zdejmuje tabliczkę „zakaz fotografowania”. Zdjęcie pochodzi z 2006 roku, a Sikorski – dziś eurodeputowany Platformy Obywatelskiej – był wówczas w rządzie PiS ministrem obrony narodowej. To on wykreślił zakaz robienia zdjęć obiektom wojskowym i przy okazji sam przy takim sobie zrobił zdjęcie.
Gest Sikorskiego był przełomowy, ale z drugiej strony nie był rewolucyjny. - Dzisiejsza decyzja MON jest tak naprawdę tylko uporządkowaniem przepisów. Faktycznie już od 1999 roku za fotografowanie obiektów wojskowych nie groziła żadna sankcja. Działo się tak z powodu wejścia w życie ustawy z 29 stycznia 1999 roku o ochronie informacji niejawnych. Na jej mocy straciła ważność ustawa o ochronie tajemnicy państwowej i służbowej i odpowiednie zarządzenie MON w sprawie określenia wzoru i sposobu oznakowania obiektów, których fotografowanie, filmowanie, szkicowanie i rysowanie bez zezwolenia jest zabronione ze względu na ochronę tajemnicy państwowej – można przeczytać w artykułach z 2006 roku.
Wojna i zdjęcia
Wiele zmieniła wojna w Ukrainie. MON od dawna prosi, żeby nie robić zdjęć obiektom strategicznym, kolumnom wojskowym, pojedynczym żołnierzom czy pojazdom. I na pewno nie umieszczać takich zdjęć w sieci. Na pewno nie podawać szczegółów dotyczących lokalizacji. Wszystko dlatego, żeby rosyjskiemu czy białoruskiemu wywiadowi nie dostarczać informacji o ruchach wojsk.
Z takich zdjęć można wyciągnąć znacznie więcej niż sam obraz. To także dane dodatkowe. Informacje te zapisywane są jako metadane. Mówią one nie tylko, czym zostało wykonane zdjęcie, ale też pozwalają podać dokładne współrzędne GPS. Na tej podstawie można jednoznacznie określić, w jakim miejscu wykonano fotografię. Z metadanych można także odczytać dokładną datę wykonania zdjęcia. Na tej podstawie jesteśmy w stanie co do sekundy określić, kiedy i gdzie fotografowane zdarzenie miało miejsce.
- tłumaczył w marcu 2022 Damian Rusinek, specjalista do spraw cyberbezpieczeństwa
Zakaz wraca
Teraz grupa posłów PiS chce wprowadzenia zakazu fotografowania obiektów ważnych dla bezpieczeństwa państwa.
Pretekstem do wprowadzenia odpowiedniej zmiany w kodeksie karnym oraz w paru innych ustawach jest oczywiście rosyjska inwazja na Ukrainę. W związku z tym, że żyjemy w ciągłym napięciu spowodowanym aktywnością służb Putina, kolejne kraje wprowadzają nowe regulacje mające w założeniu zwiększyć bezpieczeństwo. W ustawie szpiegowskiej wprowadzona ma zostać między innymi kara dożywocia za sabotaż czy dywersję. Ma też w polskim porządku prawnym pojawić się przestępstwo szpiegostwa… nieumyślnego (do 5 lat więzienia) czy prowadzenia dezinformacji na rzecz obcego wywiadu (do 8 lat więzienia). O ile na życie zwykłych obywateli te przepisy nie powinny mieć w teorii zbyt dużego wpływu, to jest jeden zapis, o którym każdy powinien wiedzieć.
- alarmuje bezprawnik.pl
Zmiana przepisów zawartych w Ustawie o obronie ojczyzny przewiduje takie sformułowanie: „zakazuje się, bez zezwolenia, fotografowania, filmowania lub utrwalania wizerunku przy pomocy innych narzędzi lub środków technicznych” miejsc określonych jako „obiekty szczególnie ważne dla bezpieczeństwa lub obronności państwa”.
Takie miejsca mają zostać oznaczone znakiem „zakaz fotografowania”. A jeżeli ktoś chciałby zrobić zdjęcie, to musiałby mieć zgodę MON. Naruszenie zakazu zagrożone były wykroczeniem.
Przekop pod ochroną?
Problem tylko w tym, że nie wiadomo o jakie obiekty może chodzić. Czy politycy chcą chronić jednostki wojskowe, czy jeszcze inne? - Pytanie brzmi w jaki sposób doprecyzowane zostaną te zasady. Najprostszy przykład: rządzący nieustannie powtarzają jak krytyczne znaczenie dla bezpieczeństwa państwa ma mieć przekop Mierzei Wiślanej. Czy tak popularne wśród turystów miejsce zostanie objęte zakazem fotografowania? - czytamy w bezprawnik.pl.
Napisz komentarz
Komentarze