Rząd przeznaczył ponad miliard złotych na zakup blisko 400 tys. laptopów dla uczniów klas czwartych. Zarówno szkół publicznych, jak i prywatnych.
Sprzęt trafia do uczniów
Do końca września laptopy otrzyma najprawdopodobniej trzy czwarte uprawnionych. Przekazywanie pozostałych laptopów może potrwać nawet do 31 grudnia. Niewykluczone więc, że część uczniów otrzyma laptopa w prezencie pod choinkę.
Laptopy – jak stale podkreśla minister cyfryzacji Janusz Cieszyński – staną się własnością rodzin uczniów. Jednak nie wolno będzie odsprzedać ich przez 5 lat. Sprzęt nie będzie podlegał egzekucji komorniczej ani opodatkowaniu.
Z kolei program „Laptop dla nauczyciela” ruszy w październiku. Nauczyciele otrzymają bony o wartości 2,5 tys. zł na zakup sprzętu.
Naklejka ze znakiem zapytania?
Program z darmowymi laptopami dla uczniów wciąż wywołuje spore emocje. Chodzi przede wszystkim – jak podał portal o2 – o naklejki, jakie znalazły się na urządzeniach.
Wczoraj odebrałam dla córki laptopa. Tego podobno darmowego i od rządu. To spójrzcie na naklejkę.
– napisała na X (dawniej Twitter) Alicja Cichoń z Koalicji Obywatelskiej
Janusz Cieszyński od razu odpowiedział:
Naklejka im nie pasuje. Tusk dwa razy obiecał, nie dotrzymał słowa i uciekł do Brukseli.
O co chodzi z tymi naklejkami?
Oznaczenie na laptopach – jak informowała gazeta.pl – wynika z wymogów Unii Europejskiej. Otóż część wydatków zapisanych w Krajowym Planie Odbudowy, na który Polska – przypomnijmy – nie otrzymała jeszcze ani złotówki, pochodzi z Polskiego Funduszu Rozwoju. I to właśnie z PFR pochodziły pieniądze na zakup laptopów dla uczniów.
Jeśli jednak Polska otrzyma w końcu fundusze z KPO, wówczas prawdziwe może się okazać stwierdzenie, że darmowe laptopy dla uczniów nie są sfinansowane z pieniędzy rządowych, ale unijnych.
Chyba że minister Cieszyński już wie, że pieniędzy unijnych Polska nie dostanie.
Napisz komentarz
Komentarze