W ostatnich tygodniach wiele emocji wzbudza rozprzestrzenianie się w Polsce choroby ASF czyli wirusa afrykańskiego pomoru świń. Decyzja ministra środowiska Henryka Kowalczyka o wielkoobszarowych polowaniach na dziki wywołała w styczniu społeczne protesty środowisk ekologicznych. Depopulacyjny odstrzał dzików sprawił, pojawiły się także głosy sprzeciwu ze strony myśliwych. Tymczasem liczba przypadków choroby wśród dzików nadal rośnie, pojawiły się także kolejne ogniska ASF wśród trzody chlewnej, a strefa zarażenia postępuje na zachód kraju. Najbliżej Tczewa chore dziki napotkano w rejonie Elbląga. Coraz więcej wątpliwości wzbudza także działalność myśliwych, np. zbiorowe polowania z naganką i psami na zwierzynę łowną. Obrońcy praw zwierząt zwracają uwagę na strach i cierpienie dzikich mieszkańców lasów. Uważają, że nie wolno ich zabijać, ani traktować strzelania do żywych istot jako hobby.
W styczniu nasza reporterka Barbara Jackiewicz otrzymała zaproszenie do wzięcia udziału w akcji przeciwko polowaniom na terenie lasów powiatu tczewskiego i starogardzkiego. Postanowiliśmy przyjrzeć się, na czym polega działanie aktywistów chroniącym prawa zwierząt i zapytać ich o motywacje.
Czym jest bezkrwawe "polowanie na myśliwych"? Chodzi o uniemożliwienie strzelania do dzikich zwierząt przez spacerowanie po lesie w tym samym czasie i miejscu, w którym myśliwi zaplanowali polowanie. Aby to zrobić, aktywiści muszą wstać wcześnie rano, wygodnie się ubrać, przygotować prowiant i ruszyć na poszukiwanie śladów myśliwych.
W sobotę 19 stycznia tak właśnie było. Tego dnia w lasach w okolicy Tczewa było zgłoszonych kilka polowań na zwierzynę łowną - lisy, dziki, jelenie i inne m.in. przez Koło Łowieckie Szarak w Tczewie w obwodzie nr 188 oraz Koło Łowieckie Knieja w Tczewie w obwodach 187, 279 i 280. Informacje o planowanych polowaniach znajdują się na stronie internetowej gminy.
Przez prawie 8 godzin osiemnaście osób wielokrotnie objeżdżało teren łowiecki, szukało myśliwych oraz naganiaczy i przeszkadzało im spacerując po lesie w kamizelkach odblaskowych. Myśliwi byli zaskoczeni widokiem aktywistów i wielokrotnie próbowali ich zgubić. Wyglądało to trochę jak zabawa w kotka i myszkę. Kilka razy doszło także do konfrontacji między przeciwnikami polowań i myśliwymi. Jedni i drudzy robili sobie wzajemnie zdjęcia, myśliwi wzywali policję, a niektórzy z grupy polujących pozwolili sobie także na niewybredne komentarze skierowane do aktywistów.
Ostatecznie myśliwym nie udało się skutecznie przeprowadzić naganki. Aktywiści zakłócili co najmniej trzy polowania w okolicy, prawdopodobnie jedno z udziałem obcokrajowców, na co wskazywały m.in. tablice rejestracyjne samochodów.
Po akcji zapytaliśmy przeciwników polowań i czym się kierują:
"Zwierzęta są moimi przyjaciółmi, a ja im nie robię krzywdy czy mieszkają w lesie czy mieszkają w gospodarstwie rolnym. (...) Uważam, że zwierzęta dzikie mają prawo żyć i nikt nie ma prawa nimi rozporządzać. (...) Zwierzęta są tak samo podmiotowymi istotami jak my, odczuwają ból, odczuwają strach, odczuwają miłość i nie można ich w bestialski sposób zabijać. (...) Moim zdaniem to jest niedopuszczalne, żeby czerpać rozrywkę z zadawania śmierci zwierzętom."
Aktywiści byli zadowoleni ze swojej akcji i zapowiedzieli, że będą się pojawiać w różnych miejscach, by uniemożliwiać kolejne polowania.
Do momentu publikacji artykułu nie udało nam się uzyskać komentarza ze strony Koła Łowieckiego Szarak.
Napisz komentarz
Komentarze