Chodzi o szczepienia przeciwko grypie. Problem z ich dostępnością był już w ubiegłym roku, a teraz lekarze obawiają się, że może być podobnie. Pacjenci już pytają w przychodniach o możliwość przyjęcia preparatu ochronnego. W odpowiedzi słyszą, że placówka nimi nie dysponuje, albo ma ich tak mało i już wszystkie dawki zostały zarezerwowane.
„Z uwagi na bardzo ograniczoną dostępność szczepionki przeciwko grypie oraz realizację jej dostaw na rynek polski (…) nie ma możliwości zaoferowania pacjentom szczepień przeciwko grypie w chwili obecnej.” - informuje jedno z małopolskich centrów medycznych i dodaje, że nie jest w stanie podać realnego terminu dostępności preparatu. To ważne, bo lekarze wskazują, że aby organizm się uodpornił, szczepionkę trzeba przyjąć najpóźniej na początku listopada. Potem szczepienie nie ma większego sensu.
Skąd te problemy? Wynikają z najnowszych decyzji Ministerstwa Zdrowia. Kierownictwo resortu zarządziło, że dawki mają trafiać z hurtowni do Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Szczepionkami. Z tej puli za darmo mają być szczepieni medycy, seniorzy powyżej 75. roku życia i służby mundurowe. Dla pacjentów komercyjnych brakuje preparatu, bo i tak niewiele jest go w hurtowniach.
Firmy produkujące szczepionki od kilku lat wolą swoje specyfiki sprzedawać w innych krajach niż Polska. Spowodowane jest to faktem, że w porównaniu z innymi państwami, u nas takie szczepienia cieszą się mniejszą popularnością. O ile we Włoszech, Holandii czy Wielkiej Brytanii co roku szczepi się od 70 do 78 procent populacji, to w Polsce jest to 4 procent.
„Grypa bywa bagatelizowana, mimo że jest bardzo poważną chorobą i zawsze, nie tylko w czasie epidemii, należy ją tak traktować. Teraz mamy dodatkowo koronawirusa. Nałożenie się tych dwóch problemów może spotęgować liczbę powikłań zarówno po grypie, jak i po COVID-19.” - ostrzegała niedawno Agata Sławin, lekarka rodzinna Porozumienia Zielonogórskiego.
Napisz komentarz
Komentarze