Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 20 września 2024 07:50
Reklama

"Na peronie czekały na ratunek setki kobiet i dzieci". Relacja z Ukrainy

Tomasz Brzyski, mieszkaniec Tczewa, a obecnie wolontariusz w grupie Tczew dla Ukrainy, rok temu w 4 dni ewakuował z zaatakowanej Ukrainy ponad 700 osób. Głównie matki z małymi dziećmi.
"Na peronie czekały na ratunek setki kobiet i dzieci". Relacja z Ukrainy

Autor: Aleksandra Hotowy

 

Pociąg skończył bieg


 

Przed wojną we Lwowie mieszkało blisko 800 000 ludzi. W wyniku wewnętrznej migracji, spowodowanej rosyjskim atakiem na Ukrainę, 24 lutego 2022 roku, liczbę mieszkańców obecnie szacuje się na prawie milion osób. Obwód lwowski wydaje się jednym z bezpieczniejszych obszarów objętej wojną Ukrainy. Tu, najrzadziej dochodzi do ataków rakietowych. Chociaż regularnie niszczona jest infrastruktura energetyczna, co powoduje braki w dostawie prądu, czy problemy z ogrzewaniem. Na początku wojny lwowski dworzec stał się mekką uchodźców, którzy uciekali przed wojną i rosyjskim, zbrodniczym atakiem z centralnej i wschodniej Ukrainy. Każdy chciał się dostać, jak najdalej na zachód. Część próbowała dostać się do Polski, gdzie już mieli rodziny, niektórzy za miejsce nowego, na pozór spokojnego życia wybrali obwód lwowski. 

 

4 dni i 700 osób

 

Po 24 lutego 2022 r. Tomasz Brzyski, mieszkaniec Tczewa, w cztery dni ewakuował z dworca we Lwowie ponad 700 matek z dziećmi.
 

Gdy w lutym ubiegłego roku pociąg osobowy wjeżdżał na peron pierwszy, szybko okazywało się, że dla pasażerów cywilnych jest to koniec podróży. W kierunku Polski nie odjeżdżał już żaden skład. W nadziei na możliwość ucieczki od wojny tysiące obywateli Ukrainy tłoczyło się w przejściu podziemnym i na samym peronie. Czekając, że może kolejny skład pojedzie dalej na zachód. Przez pierwsze dni od wybuchu wojny nie było takiej możliwości. Pociągi wjeżdżały i kończyły bieg. Cywile mogli tylko wysiąść i czekać, mało kto wiedział na co. Gdy cywile czekali na cud, wojsko w składy osobowe pakowało sprzęt, który natychmiast ruszał w podróż powrotną. Pod broniący się przed oblężeniem Kijów, w kierunku Mikołajowa czy Charkowa. A na peronie czekały na ratunek setki kobiet i dzieci, starszych osób, które nie były zdolne do zbrojnej obrony kraju. Ludzi, którzy w ciągu kilkunastu minut od ataku Rosji na Ukrainę, zdecydowali się zapakować w jedną torbę, czy plecak kilka rzeczy i uciekać z rodzinnych domów, próbując chronić życie swoje i swoich bliskich. Większość trafiała właśnie na lwowski dworzec. W najtrudniejszej sytuacji były matki z małymi dziećmi.

- Tomasz Brzyski, wolontariusz, mieszkaniec Tczewa

 

 

Część z czekających na dworcu na ewakuację skorzystała z pomocy Tomasza Brzyskiego. Tczewianin zdecydował się na szaleńczą, trwającą 4 doby akcję ewakuacyjną. Jeżdżąc najczęściej między Lwowem a Warszawą w kilka dni wywiózł z atakowanej Ukrainy ponad 700 osób. Na pomoc Tomka mogły liczyć kobiety z dziećmi, taki był najważniejszy warunek skorzystania z pomocy. Dlaczego właśnie matki z dziećmi? Bo zdaniem Tomka, im najtrudniej było przetrwać na dworcu i odnaleźć się w wojennej rzeczywistości. Kobiety uciekały, mężczyźni zostawali.

 

Na wschodzie bez zmian

 

Na lwowski dworzec z Tomaszem Brzyskim wróciłam na początku lutego 2023 roku. Blisko rok po rozpoczęciu przez Rosję wojny z Ukrainą. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że znaleźliśmy się na zwyczajnym europejskim dworcu kolejowym, gdyby nie obecność żołnierzy i powtarzanych komunikatów o bezpłatnym transporcie za kordon, do Polski, do Warszawy. A jak było rok wcześniej?

 


Kiedy przyjeżdżał pociąg z uchodźcami z wewnątrz Ukrainy to on nie zatrzymywał się tutaj, na peronie, tylko podjeżdżał dalej za peron i tam od razu było zejście i wychodziło się na zewnątrz dworca, bo nie było możliwości żeby wysiedli na peronie i poszli do zejścia, bo tam się tłoczyło już mnóstwo ludzi. Pociąg podjeżdżał, wyładowywano go, ludzie wysiadali i on od razu się cofał. Pociąg, który tutaj przywoził ludzi już nikogo nie zabierał w tamtą stronę, bo ewakuacja była tylko w jedną stronę. Z Kijowa, Charkowa, z Dniepropietrowska i on zostawał pusty. Te osobowe wagony, tam przed dworcem przez taki łańcuch z ludzi załadowywano sprzętem, który był wysyłany do Kijowa, czyli jedzenie, jakieś ocieplacze, jakieś elementy do budowania schronów, po agregaty, to wszystko było pakowano do tych pasażerskich pociągów i te pociągi stawały się towarowymi i jechały z powrotem.

- Tomasz Brzyski, wolontariusz, mieszkaniec Tczewa
 

 

Obecnie Tomasz Brzyski jest głównym kierowcą i współorganizatorem pomocy humanitarnej, która wyjeżdża z Tczewa do Ukrainy. Podróżnicze doświadczenie Tomka, znanego słuchaczom Radia Tczew, jako prowadzący audycję podróżniczą „Bałagan na walizkach” jest bezcenne w przemieszczaniu się po Ukrainie i prowadzeniu konwojów z pomocą.

 

Dać ciepło i nadzieję

 

Na początku lutego Tomek poprowadził transport do Lwowa, do parafii Bożego Miłosierdzia. Transport był odpowiedzią na apel księdza Mikołaja Kizłyka, wikariusza. W parafii, w której przebywa ksiądz Kola, po pomoc zgłasza się kilkaset osób. Pomoc potrzebna jest parafianom i żołnierzom. Jak mówił ksiądz Rafał Zborowski, proboszcz parafii, gromadzenie prowadzi punkt pomocy.

 


Z biegiem miesięcy pomoc zmieniła swój charakter. Na terenie Lwowa jest 200 tysięcy uchodźców, tych którzy zostali przesiedleni z wewnątrz Ukrainy.

- ksiądz Rafał Zborowski, proboszcz parafii Bożego Miłosierdzia we Lwowie

 


Dzięki pracy wiernych parafia wytwarza świece okopowe. Specjalne świece, które palą się kilka godzin, pozwalają także na ogrzanie pomieszczenia czy zagrzanie posiłku. Świece trafiają na wschód, na front do Ługańska czy Bachmutu.

 

To ciepło ratuje życie, ponieważ znamy przypadki, że niektórzy się już nie obudzili, nie od strzału ale dlatego, że zamarzli. Dlatego organizujemy zbiórki puszek, parafiny i tutaj na parafii pracujemy od rana do wieczora kręcąc te świece. Mamy podziękowania z frontu. Wszędzie tam gdzie dzieją się straszne rzeczy. Udaje nam się około 200-300 dziennie świec wysyłać na front.

- ksiądz Rafał Zborowski, proboszcz parafii Bożego Miłosierdzia we Lwowie

 


 

Dziś mija rok od ataku Rosji na Ukrainę. Każdy zadaje sobie pytanie ile miesięcy czy lat potrwa jeszcze wojna? 

Na razie jest to pytanie bez odpowiedzi. 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama