Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 03:30
Reklama

Minął tydzień bez prac domowych w szkołach. Nauczyciele znaleźli wyjście

W szkołach nie ma już obowiązkowych prac domowych. Nie oznacza to jednak, że nauczyciele nic już uczniom nie zadają. W zamian mają inne pomysły.

 

Odciążenie ucznia. To główny powód, dla którego Ministerstwo Edukacji wprowadziło przepisy znoszące prace domowe. Te zmiany – przypomnijmy – weszły w życie z początkiem kwietnia.

 

Ograniczenia, a nie całkowity zakaz

 

Teraz w klasach I-III nauczyciel nie zadaje uczniowi „pisemnych i praktycznych prac domowych do wykonania w czasie wolnym od zajęć dydaktycznych”. Co do klas starszych, to prace domowe mogą być, ale nie obowiązkowe i bez ocen.

 

Od początku byłem temu przeciwny. Faktycznie dzieci są takimi zadaniami mocno obciążone, ale całkowita likwidacja prac domowych nie jest dobrym rozwiązaniem – ocenia pan Paweł, rodzic dwóch córek uczących w szkole podstawowej. 

Dodaje, że lepszym rozwiązaniem byłoby ograniczenie, ale nie całkowity zakaz.

 

 

Minął tydzień i…

 

Od wprowadzenia zmian minął tydzień. Jak teraz wygląda sytuacja z zadaniami domowymi? 

Nie mają nic zadawane – mówi nam pani Martyna, matka ucznia VII klasy szkoły podstawowej. I dodaje, że popołudnia jej dziecka wyglądają tak, że chłopak nic nie robi. 

Bo nie musi. Jeżeli nie ma jakiejś klasówki, to po prostu siedzi w telefonie – dodaje kobieta.

 

Ale nie w każdej szkole tak jest. Okazuje się, że nauczyciele znaleźli sposób, żeby coś zadać do domu i jednocześnie nie zadać.

Pan Paweł opowiada, jak to wygląda w II klasie, do której chodzi jego młodsza córka. 

 

Codziennie ma czytanki. To dozwolone – opisuje. I opowiada, że kilka dni temu jego córka wróciła ze szkoły i powiedziała, że pani nic już nie zadaje, bo „tak mówili w telewizji”. 

Ale nauczycielka dodała, że do każdego rodzica za pośrednictwem dziennika elektronicznego wyśle informacje o tym, co dziecko powinno poćwiczyć w domu. W naszym przypadku jest to dzielenie, zegar i czytanie – wylicza pan Paweł. 

 

Wskazuje także zadania w ćwiczeniówce i podręczniku, które można wykonać. To nie jest przymus, ale wychowawczyni cieszy się taką sympatią i szacunkiem, że chyba żaden z rodziców nie „oleje” takiej prośby – uważa ojciec dwóch uczennic.

W przypadku klasy IV, do której chodzi córka pani Moniki, system jest trochę inny. 

 

Na języku polskim córka otrzymuje zadania dla chętnych. Nie są oceniane, ale za poprawne wykonanie uczeń dostaje plusa. Za pięć plusów jest piątka – wyjaśnia.

 

I cieszy się z takiego rozwiązania. – Bo uczeń może w ten sposób podreperować swoje oceny, a jednocześnie nie jest do niczego zmuszany. Choć umówiłyśmy się z córką, że takie zadania dla chętnych będzie robiła. Chciałabym, żeby taki system był też na innych przedmiotach – dodaje pani Monika.

 

W szkole, a do domu

 

Co do wspomnianego ucznia z klasy VII, to nauczyciele wybrali inną drogę. Na początku lekcji nauczyciel matematyki mówi, jakie zadania zostaną wykonane na lekcji. Jest ich tak dużo, że nie starcza na nie 45 minut. 

 

Niezrobione zostają do domu. To nie jest praca domowa, tylko uzupełnienie braków z lekcji. I jest to obowiązkowe – podkreśla pani Martyna.

 

I dodaje, że czasami nauczyciel zaczyna uczniami zadanie, ale robi z niego tylko połowę przykładów.

 

Potem przechodzą do kolejnego, a braki mają uzupełnić w domu – opisuje matka siódmoklasisty.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama